o tempora o mores Sob Cze 02, 2012 9:42 am
Płakać się chce, jak się was czyta. Przecież tu nie chodzi o to czy pali czy nie pali, czy profesor miał parwo ujawnic jej słowa, czy nie.
Dla mnie ta sprawa to typowy przykład zaniku wszelkich norm w dziennikarstwie. Pan/Pani (pseudo)redaktor prywatnie myśli co innego, a publicznie mówi co innego. Ot, najemnik, pracownik mediów, a nie dziennikarz. Powie to, co mu każą, albo to, co myśli, że spodoba się dyrekcji. I zrobi to bez żadnych zahamowań.
Mieliśmy w dziennikarstwie epokę "statywu od mikrofonu" (to po 1989 roku, bo przecież redaktor w "nowej wolnej Polsce" nie będzie już - jak za komuny - komentował i pouczał narodu, co dobre a co złe. A juz broń Boże, że ktoś mówi bzdury).
Teraz jest epoka "kosiarzy umysłów", albo agitatorów rodem z komitetów wojewódzkich (bardziej gminnych) PZPR. "Powiem wszystko i ofiarnie, co jest w aktualnej książeczce agitatora. A jak się zapisy w książeczce zmienią, to bez mrugnięcia okiem za godzinę będę z takim samym zapałem zaprzeczał temu, co mówiłem wcześniej".
I tak oto postawa i moralność zawodowych kłamców - polityków, stała się droga życiową i nową moralnością żurnalistów, ze szczególnym uwzględnieniem "żurnalistów roku"