Ćwiąkała, Borek, Kołtoń. Dlaczego czołowi komentatorzy sportowi znikają z telewizji?
Tomasz Ćwiąkała to kolejny znany komentator sportowy, który pożegnał się z telewizją i zdecydował postawić na kanał youtubowy. Wcześniej podobną drogą poszli Mateusz Borek czy Roman Kołtoń. – To osoby, które po prostu mogą pozwolić sobie na to, by odejść z telewizji i zarabiać na własnych kanałach cyfrowych – ocenia Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska.

Kilka dni temu informowaliśmy, ze komentator sportowy Tomasz Ćwiąkała z końcem sezonu piłkarskiego odejdzie ze stacji Canal+ Sport. Zamierza poświęcić się wyłącznie własnemu kanałowi na YouTube.
– Ten sezon mnie przeczołgał brutalnie. Czuję się całkowicie wypalony w tym momencie jeśli chodzi o pracę. Moim zdaniem dobijam do takiego momentu, kiedy muszę po prostu podjąć decyzję: robię albo jedno, albo drugie. Bo jeśli będę robił jedno i drugie, to jedno i drugie ucierpi – tłumaczył Ćwiąkała.
Pod koniec 2023 roku ze stacją Canal+ pożegnał się także komentator tenisa Marek Furjan. Dziś prowadzi razem z trenerem Dawidem Celtem kanał Break Point na YouTube. Celt pozostał jednak w redakcji Canal+.
Ćwiąkała, a wcześniej Kołtoń czy Borek
Inni z telewizją już skończyli. Pięć lat temu z Polsatu Sport odszedł Roman Kołtoń, który przez lata komentował najważniejsze mecze, w tym reprezentacji Polski. Zdecydował się skupić na kanale, jaki założył - Prawda Futbolu. Z Polsatem pożegnali się także Mateusz Borek i Tomasz Smokowski, gdy w 2020 roku startował współtworzony przez nich - oraz Michała Pola i Krzysztofa Stanowskiego - Kanał Sportowy.
Czy możemy mówić o nowym zjawisku w dziennikarstwie sportowym? Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska tłumaczy: – Nie nazwałbym tego trendem, bo trend potrzebuje jednak pewnej masowości, nawet na wczesnym etapie. Tu zaś mówimy o pojedynczych przypadkach, sporadycznie, raz na dłuższy czas. Poza tym to zwykle znane nazwiska, rozpoznawalne i ukształtowane rynkowo, takie, które mają rozwiniętą markę własną. To osoby, które w pewnym sensie po prostu mogą pozwolić sobie na to, by odejść z telewizji i zarabiać na własnych kanałach cyfrowych.
Jego zdaniem nie jest to propozycja dla wszystkich komentatorów sportowych, a jedynie alternatywa dla tych najbardziej rozpoznawalnych i mających wyjątkowe zasięgi. Dlaczego komentatorzy decydują się na taki ruch?
– Przejście ze stacji telewizyjnej do kanału youtubowego jest na tyle atrakcyjne dla dziennikarza sportowego, że idzie w kierunku własnego projektu, własnego biznesu, własnej „mini-telewizji”. Pozostaje sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Rozumiem osoby, które stawiają na taki rodzaj działalności dziennikarskiej. W prawie każdym momencie mogą robić coś, co lubią i zająć się dokładnie tym, co chcą. Wystarczy odpalić kamerę, przygotować się i opowiadać o ciekawym dla nich temacie – ocenia Kacper Sosnowski z portalu Sport.pl
W lutym br. przygotowywaliśmy w Wirtualnemedia.pl ranking TOP20 kanałów o tematyce sportowej na YouTube w naszym kraju. W czołówce znalazły się m.in. kanały największych stacji telewizyjnych, jak i należące do pojedynczych dziennikarzy, jak choćby właśnie Tomasza Ćwiąkały.
Plusy i minusy
O sile projektu Ćwiąkały niech świadczą też słowa Sosnowskiego: – Co też ciekawe, sporo materiałów np. u Tomka Ćwiąkały ogląda więcej osób niż podobny content w telewizji, czy na youtubowym kanale Canal+ Sport. Do tego tylu widzów przed ekrany nie przyciągają też niezłe mecze ligi hiszpańskiej, które komentował w Canal+ Sport. Nie mówię tu o El Clasico. To budzi podziw i daje do myślenia autorowi, który prowadzi kanał.”
Maciej Łanczkowski z tygodnika „Piłka nożna” nie jest zaskoczony decyzją komentatora o rozstaniu z Canal+. – Prowadzenie własnego kanału to niezwykle atrakcyjna opcja – być może nawet bardziej niż praca w tradycyjnej redakcji. Na YouTube dziennikarz ma pełną kontrolę nad treścią, stylem i formatem swoich materiałów, a także mogą swobodnie eksperymentować. Nie muszą dostosowywać się do linii redakcyjnej, ograniczeń czasowych ani tematów narzucanych przez przełożonych – mówi Łanczkowski.
Grzegorz Kita podkreśla, jak duża to zmiana dla komentatora sportowego, który zostawia telewizję, a przechodzi do YouTube: – Taki dziennikarz nie tylko skupia się na kanale, ale przechodzi też w obszar funkcjonowania w roli mikroprzedsiębiorcy. Ze wszystkimi tego zaletami i wadami. Ale taka opcja dotyczy raczej tylko marek już silnych w internecie. W kontekście stabilności finansowej i regularnych przychodów, trudno nagle odejść i dopiero startować z rozwijaniem kanału. Lepiej wcześniej zacząć tworzyć kapitał cyfrowy, rozwinąć mechanizmy na swoim kanale i dopiero wtedy ewentualnie przeskoczyć do własnej działalności.
Na podobny krok zdecydował się właśnie Tomasz Ćwiąkała, któremu wybiło ostatnio 250 tysięcy subskrybentów. Roman Kołtoń, żegnając się z Polsatem rozwinął Prawdę Futbolu do prawie 100 tysięcy obserwujących. Mateusz Borek i Tomasz Smokowski rozstali się z Polsatem chwilę po założeniu Kanału Sportowego.
Kita uważa, że przejście z telewizji do kanału youtubowego to spore wyzwanie dla dziennikarza. – Trzeba oferować odpowiednią ilość treści, by móc utrzymać się z tego i stale wywoływać zainteresowanie tym kanałem. Cykliczność, regularność, odpowiedni wolumen treści to takie elementy, które można często zgubić, stawiając „tylko” na jakość. To wszystko trzeba umieć odpowiednio wyważyć. W telewizji zaś jest pewien zbiór, schemat stabilnie płatnych obowiązków, któremu czasem łatwiej jest poddać się niż samemu stać się własnym szefem – tłumaczy Kita.
To dlatego zdaniem eksperta własny kanał nie jest rozwiązaniem dla każdego. – Telewizja może gwarantować większą stabilizację w długim okresie. Przejście na własną działalność to pewien rodzaj ryzyka związanego z wyświetleniami, monetyzacją, reakcjami użytkowników, pozyskiwaniem kolejnych partnerów – przypomina.
Czytaj także: Aleksandra Janiec znika z kanału Wydarzenia 24
Maciej Łanczkowski uważa, że tendencja przechodzenia z głównych mediów na rzecz własnych projektów internetowych wśród dziennikarzy będzie się nasilać. – Budowa własnej marki to jedno, ale równie istotne są finanse. Pensje czołowych dziennikarzy w Polsce są wysokie, jednak najwięksi twórcy sportowi na YouTube mogą zarabiać nie tylko na reklamach Google AdSense, ale również na współpracach z markami, patronatach i programach subskrypcyjnych. To daje im większą kontrolę nad swoimi finansami i potencjalnie wyższe przychody niż standardowa pensja w telewizji.
Można łączyć czy nie można?
Pozostaje też kwestia możliwości łączenia pracy w telewizji z działalnością youtubową. Nie wszystkie stacje godzą się na takie rozwiązanie. Tomasz Ćwiąkała wielokrotnie podkreślał, że zależało mu na tym, gdy dołączał do Canal+ Sport.
Kacper Sosnowski, mający dobre rozeznanie w rynku opowiada: – Jest tak w niektórych przypadkach, że komentatorzy muszą wybierać: własny kanał lub telewizja. Tak było, chociażby w przypadku Eleven Sports i Tomka Ćwiąkały, ale także kilku innych osób, które chciały produkować własne treści. Są też telewizje, które umawiają się ze swoimi dziennikarzami w sprawie pojawiania się w internecie w programach konkurencji i trochę je limitują.
Jak przypomina, Polsat bardzo zabiegał swego czasu, by jego dziennikarze ograniczali się do działalności w ramach stacji. – Stąd historia z Mateuszem Borkiem i Tomkiem Smokowskim, którzy tłumaczyli, że otrzymali wstępną zgodę na swój kanał, ale ostatecznie były z tym problemy.
Dziennikarz Sport.pl uważa także, że Tomasz Ćwiąkała może zdecydować się na podobny kierunek jak Roman Kołtoń. Ten ostatni współpracuje dziś z Polsatem, ale w luźniejszej formie. Nadal uczestniczy w niektórych programach telewizji, podpisywany także jako przedstawiciel Prawdy Futbolu.
– Myślę, że podobna droga czeka Tomka Ćwiąkałę. Jest na tyle zdolnym dziennikarzem, że na pewno różne stacje będą miały na niego zakusy. Nie wierzę też, że po jakimś czasie nie będzie chciał powrócić na antenę, ale w ograniczonym zakresie, np. pojechać na jakiś mecz, by go skomentować. Czy pogadać po tym meczu z jakąś piłkarską gwiazdą – mówi Sosnowski.
Tuż po rozstaniu z Polsatem do TVP jako komentator dołączył Mateusz Borek, a mecze piłkarskie w publicznej telewizji komentował również Tomasz Smokowski. Marek Furjan z kolei nadal komentuje m.in. spotkanie tenisowe w Eurosporcie.
Jak tłumaczy Grzegorz Kita, dziennikarze sportowi nie mogą dziś lekceważyć social mediów czy platformy YouTube. – Można pozostać na poziomie komentatora telewizyjnego, ale lepiej mieć chociażby konta na Facebooku, Twitterze czy TikToku. To także może być atut dla telewizji jako pracodawcy, jeśli jej dziennikarz ma np. 200 tysięcy oglądających na YouTube – wskazuje.
Jego zdaniem własne kanały to także forma zabezpieczenia dla dziennikarzy. Ale jednocześnie wyraźnie podkreśla pewną różnicę: – Czym innym jest posiadanie kont w social mediach czy kanału youtubowego, a czym innym utrzymywanie się z nich. O wiele łatwiej jest funkcjonować w telewizji i dorabiać sobie na kanale niż wyłącznie z niego utrzymywać się. To droga tylko dla najlepszych.
Dołącz do dyskusji: Ćwiąkała, Borek, Kołtoń. Dlaczego czołowi komentatorzy sportowi znikają z telewizji?
Lepiej robić za "gadającą głowę" jako youtuber w ciepłym studiu lub nawet we własnym domu.
Wystarczy obejrzeć skróty i statystyki, powiedzieć parę banałów a kasa i tak wpada.