SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Człowiek-Pająk. Szef SpidersWeb.pl: Dziennikarze traktowali nas jak totalne głąby. A teraz?

Jak rozdawali skromność, to Przemek Pająk ze SpidersWeb.pl zdecydowanie stał w innej kolejce, choć też na literę “S” – skuteczność. Tej dostał wyjątkowo sporo, bo bez niej trudno byłoby zbudować i przez 15 lat utrzymać taką pozycję na rynku. Twórca i założyciel Grupy Spider's Web w dużym wywiadzie opowiada m.in. o kulisach sukcesu jego mediów, ile faktycznie zarabia, sobie samym, momencie, który go zszokował i zweryfikował jego publiczną aktywność, a także o robieniu biznesu medialnego. 

Przemek Pająk / Materiały prasowe Przemek Pająk / Materiały prasowe

Lubisz mieć rację?

Lubię, ale nie jestem w tym przesadnie ortodoksyjny. Jeśli ktoś mnie przekona lub sam się przekonam do czegoś, to bez problemu jestem w stanie zmienić zdanie. Natomiast faktycznie jestem trudnym graczem, bo jeśli w coś wierzę, to mocno tego bronię.

Nawet jak jej nie masz?

Nie jestem nieomylny, ale często przekonuję się, że jednak miałem rację. Szczególnie w dłuższej perspektywie czasowej.

A zdarza ci się przekroczyć granicę między pewnością siebie a zarozumiałością?

Ha, chyba wiem, do czego pijesz. Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, co się o mnie mówi na rynku i jaki mam wizerunek w branży.

Jaki?

No, mam raczej aurę człowieka zarozumiałego.

A jesteś?

Jestem pewny siebie, walczę o swoje i swój zespół, bo to dla mnie najważniejsza sprawa. Robię to nawet jeśli mieliśmy jakiś fuckup, z którego trzeba się tłumaczyć i minimalizować straty. Natomiast prywatnie oraz w relacjach biznesowych wydaje mi się, że jestem sprawiedliwym i całkiem spokojnym człowiekiem, z którym można wszystko załatwić.

Czy Ty właśnie powiedziałeś, że nawet jeśli wiesz, że popełniliście błąd, to idziesz w zaparte?

W każdej sprawie można znaleźć aspekty, które błąd tłumaczą i stawiają go w odpowiednim kontekście. Wielokrotnie walczyłem o to, by przerzucić dyskusję na zrozumienie błędu, który popełniliśmy i pokazanie jego kontekstu. Między innymi na tym polega bycie dobrym szefem – walka o projekt i ludzi. Zawsze i wszędzie.

Ten Twój wizerunek to też trochę “po trupach do celu”.

Każdy, kto ze mną pracował, potwierdzi, że dbam o ludzi i niezwykle się do nich przywiązuję. Nie jestem typem zamordystycznego szefa, który wysysa ludzi. W porównaniu do tego, co słyszy się o innych szefach w mediach, wydaje mi się, że jestem wręcz takim… potulnym misiem.

A czy bez tej pewności siebie i zarozumiałości można zbudować taki sukces medialny, jak Spidersweb.pl?

Bez przesadnej skromności powiem, że to m.in. Spider’s Web zbudował w Polsce internetową drugą ligę zasięgową i stworzył nowoczesny sposób prowadzenia medium digitalowego. On jest dziś oczywisty, ale taki oczywisty nie był, gdy zaczynaliśmy. To pewnie nie jest możliwe do zrobienia bez odpowiedniego poziomu pewności siebie i małej dozy zarozumiałości. Potwierdza to nie tylko moja droga, ale chociażby potężny sukces Kanału Zero i Krzysztofa Stanowskiego, który jest bezczelny i zarozumiały do granic wytrzymałości. Trzeba jednak rozróżnić wizerunek medialny od rzeczywistego oraz prywatnego. U Krzyśka także.

Nadal jesteś fanboy’em Apple? Przez lata miałeś taką łatkę.

Wyrazistość, szczególnie na początku, bardzo się przydaje. Może i antagonizujesz oraz polaryzujesz ludzi, ale przynajmniej jesteś „jakiś”. Natomiast nigdy nie chodziło o samego Apple’a, lecz bardziej o Steve’a Jobsa, którego uważam za największą postać branży technologicznej w historii.

Wierzysz w zasadę „nieważne jak mówią, ważne by mówili”?

Czy ja wiem? Mnie osobiście ta polaryzacja i hejt w pewnym momencie „zabiły”.

Jak to?

Zmieniły moją rolę i postrzeganie siebie w mediach oraz sposób, w jaki się w nich pojawiam. Dzisiaj jest mnie w nich znacznie mniej niż kiedyś. Nie udzielam się zbyt często, rzadziej piszę i świadomie zrezygnowałem z pokazywania mojej twarzy do promocji Spider’s Weba. Z jednej strony biznes jest już na odpowiednio stabilnym poziomie i nie muszę wszystkiego „sprzedawać” sobą, z drugiej to świadoma decyzja wynikająca z tego, co działo się wokół mnie.

Coś ruszyło Przemka Pająka?

Parę lat temu doszło do sytuacji, która mnie zszokowała i zmusiła do przewartościowania obecności w mediach. Na Facebooku był profil „Czytam Antyweb dla beki”, ale z jakiegoś powodu bardzo dużo pisano tam o nas i mnie personalnie. I mowa naprawdę o przykrych i osobistych rzeczach. Naśmiewano się z różnych przywar, z nazwiska, moich cech fizycznych, Sosnowca, z którego pochodzę, ze Spider’s Weba, i tak dalej. Traf chciał, że pewnego dnia doszło do błędu Facebooka, w wyniku którego publicznie widoczni stali się administratorzy stron. Okazało się, że tym profilem zarządzała osoba z agencji reklamowej, z którą się znaliśmy, lubiliśmy i na co dzień bezpośrednio współpracowaliśmy. Realizowaliśmy wiele projektów reklamowych, gdzie ta osoba była miła i profesjonalna, a po godzinach hejtowała i obrażała mnie w perfidny sposób. Szczerze mówiąc, to mną potężnie tąpnęło, bo zrozumiałem, że te wszystkie uśmiechy, które widzimy na co dzień od znajomych czy sąsiadów mogą być fałszywe. Nigdy nie wiesz, czy ta sama osoba pół godziny później nie pisze “Pająk, ty chuju” w internecie.

Skonfrontowaliście się?

Tak, oczywiście. Była to zresztą wielopoziomowo trudna sprawa, bo to duża agencja reklamowa, z którą silnie współpracowaliśmy.

Współpracujecie jeszcze?

Sprawa dotarła do szefowej tej agencji, która zachowała się bardzo w porządku. Dostaliśmy oficjalne przeprosiny, czułem silne wsparcie emocjonalne. To było naprawdę miłe. Natomiast ten człowiek miał nas przeprosić, czego nie zrobił i został zwolniony. Z tego co wiem, jest teraz poza branżą. A z agencją marketingową nadal pracujemy regularnie.  

A nie myślałeś, że może sam swoimi wyrazistymi opiniami i ocenianiem dałeś trochę przyzwolenie na takie ocenianie tego, co robisz?

To Spider’s Web wykreował pojęcie „publicystyki emocjonalnej”. Wyrośliśmy na kreowaniu dyskursu i wyraźnym zabieraniu głosu na ważne dla nas tematy. Jednak w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że internet zwariował. Dziś nie wiem, co jest prawdziwą opinią, a co zleconym atakiem. Podam ci przykład – jestem wielkim fanem piłki nożnej, na Twitterze lubiłem o tym pisać. I coraz częściej kończyło się tak, że po wpisie w stylu „fajnie, że Lewy strzelił dwa gole” dostawałem taki wpierdol w komentarzach, że się odechciewało czegokolwiek. Pojazdy po Spider’s Webie, kwestiach prywatnych – to mnie realnie przerosło. Skala tego jest ogromna. W serwisie musieliśmy bardzo zaostrzyć filtry w komentarzach, bo działy się rzeczy przerażające. To straszne, bo tak naprawdę nie wiesz, ile to faktyczna opinia odbiorców, a ile to zlecone działania specjalizujących się w tym agencji. Moim zdaniem w większości to drugie.

Rozumiem w przypadkach tematów politycznych czy społecznych, ale technologicznych?

Oczywiście, że tak. Spider’s Web nie jest już medium tylko technologicznym – mamy serwis motoryzacyjny, biznesowy, o cyfrowej rozrywce i magazyn reporterski – a i tak przypięto nam łatkę trochę „lewackiego” serwisu. Potrafili jechać po nas absolutnie za wszystko. Wyszło to poza ramy normalnej dyskusji, nawet w tym w nieco ostrzejszym wydaniu. Kiedyś internet był bardziej naturalny, romantyczny, oparty na pasjach. Ludzie potrafili dyskutować pod tekstem Android vs iPhone i to często była ostra, ale wciąż merytoryczna wymiana zdań. Tęsknie za tym, bo dziś wszystko sprowadza się do kwestii wojen światopoglądowych. To nie jest naturalne, tylko zlecone.

Przez kogo?

Przez wyspecjalizowane agencje, a także konkurencyjne media.

Dużo jest prawdy w powiedzenia „Fake it until you make it”?

Nawet jeśli zadziała to na początku, na dłuższą metę na pewno nie. Mamy przykłady mediów, które miały ogromne zasięgi, ale padały z dnia na dzień, bo postawiły wszystko na ruch z FB czy Discovera. W dłuższej perspektywie nie da się ściemniać – musisz mieć nie tylko wyniki, ale też produkt, wizerunek, PR, no i sensownego właściciela lub zarządzającego. A na rynku naprawdę jest niewiele osób, które całościowo rozumieją, na czym polega biznes mediów internetowych: skąd się bierze ruch, jak się go utrzymuje, jak się tworzy linie przychodowe, rozwija technologię, itd.

Ile znasz takich osób?

Nie znam wszystkich na rynku. Nie wszyscy się też pokazują, ale myślę, że na wysokich stanowiskach takie osoby można policzyć na palcach u dwóch rąk.

Stawiasz tezę, że osoby prowadzące małe i średnie media są lepszymi menedżerami mediów?

Wielokrotnie przekonałem się, że prezesi czy dyrektorzy z nadania, którzy przychodzą z wielkich lub tradycyjnych mediów do zwinnego medium internetowego, bardzo szybko zostają negatywnie zweryfikowani. Ci, którzy sami prowadzą swoje media i budowali je od zera, dużo lepiej rozumieją specyfikę tej pracy. Działają też szybciej i efektywniej. Zwłaszcza że te zasady stale ewoluują, więc trzeba się dostosowywać do nowych wymagań rynku, ale jednocześnie mieć doświadczenia z przeszłości.

Czyli swojego następcy-zastępcy wolałbyś szukać w zespole niż rekrutować?

Już dwa razy popełniłem ten błąd, że na ważne stanowiska przyjąłem osoby z dużych korporacji, które pracując tam, miały szeroki zakres obowiązków. W praktyce okazywało się, że ich operacyjne rozumienie mediów było na dużo niższym poziomie, niż można by było tego oczekiwać.

Może to kwestia struktury, gdzie zakres odpowiedzialności jest duży, ale obowiązków mniejszy, bo tak to działa w tej skali?

Być może. Dla mnie było to jednak szokujące. Lepiej wyciągać do góry osoby, które funkcjonują w tym środowisku i rozumieją ten biznes, niż brać kogoś, kto przez kilkanaście lat był szefem jakiegoś pionu w wielkim wydawnictwie, ale tak naprawdę niewiele realnie ogarnia, nie wspominając o tym, że ma problemy z bieżącą obsługą komputera…, bo i tacy byli. I wiesz, co? Ja myślę, że to jest właśnie jedna z moich największych zalet – ja naprawdę mam pojęcie o absolutnie wszystkich aspektach robienia mediów: od pisania, przez wydawanie, SEO, organizację pracy, po biznes, księgowość i technologię. Nie jestem programistą, ale jestem w stanie zrozumieć problemy techniczne i odpowiednio szacować ich wagę. Taki zestaw kompetencji nieczęsto się zdarza, jeśli chciałbym zrekrutować kogoś, kto by potencjalnie mnie zastąpił.

Dlaczego nie przestałeś być redaktorem naczelnym? 15 lat to kawał czasu, dziś masz już pozycję przedsiębiorcy.

Bo ja naprawdę nadal faktycznie wykonuję pracę redaktora naczelnego. Każdy z naszych serwisów oczywiście ma swoich redaktorów prowadzących, ale ja lubię mieć wpływ na kształt treści w całym Spider’s Webie: co robimy, czego nie, jaką mamy politykę redakcyjną w dłuższym ujęciu, jakie nowe projekty będziemy robić. Z kolei Bezprawnikiem, który wydawany jest przez oddzielną spółkę, w całości zarządza mój wspólnik w tym projekcie Kuba Kralka. Do pracy Kubusia, w tym tej redakcyjnej, się nie wtrącam, bo wykonuje ją wybitnie dobrze.

Dużo sprzedaży wisi na Tobie osobiście?

Sporo, zwłaszcza w kontekście większych i dłuższych współprac. Wiesz, jak to jest – wciąż jestem rozpoznawalny w branży, a partnerzy lubią rozmawiać bezpośrednio z właścicielem. Mam też prężny zespół handlowy, którym bezpośrednio zarządzam od czasu, gdy półtora roku temu odszedł od nas szef sprzedaży Bartek Nowak, który niezwykle sprofesjonalizował nasze działania komercyjne. Był to zresztą dla mnie silny cios osobisty, bo naprawdę myślałem, że będziemy pracować razem całe życie.

Czy portale technologiczne są już passe i prime mają za sobą?

Myślę, że tak i jest kilka powodów takiego stanu rzeczy. Po pierwsze nie ma już wielkich rewolucji technologicznych.

Jak nie ma? A sztuczna inteligencja?

Chodzi mi o konsumencki rynek technologiczny. Ostatnim hitem, który przy okazji zbudował media technologiczne na całym świecie, był iPhone w 2007 roku. Dziś nie ma już takich premier produktu, który byłby w stanie zbudować wokół siebie całą nową ekonomię. Innowacje dzieją się głównie w oprogramowaniu, a nim trudno rozpalić umysły odbiorców.

Równo osiem lat temu napisałeś „nie wierzcie sceptykom, media nigdy nie były w lepszej formie”. Jak ten cytat się zestarzał?

Podam ci przykład, który dobrze pokazuje, jak zmienił się krajobraz. Jak zaczynaliśmy jeździć na wyjazdy prasowe i konferencje, to przez poważnych dziennikarzy byliśmy traktowani jak głąby totalne, co sobie blogaski prowadzą po nocach. Byliśmy zresztą mniejszością – reszta to było „wielkie państwo dziennikarstwo” ze znanych tytułów typu „Rzeczpospolita”, „Newsweek”, “Puls Biznesu”, TVP, itd. A dziś? Ich już prawie nie ma. To my i nam podobni jesteśmy tymi „normalnymi dziennikarzami”, reszta to różnej maści influencerzy bez zaplecza podmiotów medialnych. Często to nastolatkowie, którzy odnoszą sukces w social mediach.

Kogo ze świata mediów podziwia Przemek Pająk? Poza samym sobą.

(śmiech). Kiedyś Elona Muska, ale okazał się niestabilnym emocjonalnie furiatem. W Polsce trudno nie być pod wrażeniem tego, co osiągnęli trzej panowie z Wirtualnej Polski. To przykład ogromnego rodzimego sukcesu. Kibicuję im w ich misji budowania polskiego cyfrowego czempiona, choć ten ich walec często rozjeżdża mniejszych, w tym nas. Jest też Krzysztof Stanowski, który w obrazoburczy sposób odnosi wielki sukces medialny. Podziwiam i dopinguję.

 

 

Dobra, a powiedz w końcu, ile zarabia Grupa Spider’s Web? Nie pytam tylko o raport spółki E-Motion Media, bo część firmy wciąż trzymasz na JDG.

Są narzędzia prawne, które pozwalają nie pokazywać wprost wszystkich rzeczy. W związku z tym płacę na przykład wyższe podatki. Była to jednak moja świadoma decyzja biznesowa, by wyglądało to właśnie w ten sposób.

Wyglądało, że nie wygląda? Za 2023 pokazała ok. 5 mln przychodów i 360 tys. zysku. Przecież wiemy, że Wasz biznes jest dużo większej skali.

Świadomie zdecydowałem, by wszystkiego nie pokazywać. Wiodącymi podmiotami w strukturze nie są spółki, lecz moja działalność gospodarcza.

Dlaczego to ukrywasz? Przecież jesteś dumny z tego co zrobiłeś i zawsze się tym chwaliłeś.

Polak Polakowi sukcesu nie wybaczy. Przekonałem się o tym wielokrotnie, więc wolę, żeby było tak, jak jest teraz.

To zdradź, chociaż, jakiej skali jest to biznes?

Kilkunastu milionów przychodów, tych wyższych kilkunastu. Nie jest też chyba przesadą tajemnicą, że jestem człowiekiem zamożnym, który osiągnął duży sukces finansowy. Trudno oczekiwać, żeby go nie było, jeśli na tym konkurencyjnym rynku utrzymujesz się 15 lat.

Dwa lata temu odeszło od Was dwóch kluczowych autorów. Dawid Kosiński i Marcin Połowianiuk założyli swój kanał na YouTube i w pierwszym filmie mocno skrytykowali Spider’s Weba i Twój model biznesowy.

Rzeczywiście była to trudna sprawa, bo byli ważnymi członkami Spider’s Weba. Bardzo żałuję, że dziś są poza nim. Kibicuję jednak, by im się udało. W materiale, o którym mówisz, powiedzieli, że nie zgadzają się z kierunkiem, w którym zmierzał Spider’s Web, jednak jak dziś patrzę na ich kanał, to wielu różnic nie widzę. Także w modelu biznesowym.

Zarzuty o zbyt mocną komercjalizację często padają pod Twoim adresem.

Spider’s Web był jednym z pionierów w tłumaczeniu, czym jest nowoczesna reklama internetowa. To nie tylko banery, ale sponsoringi, artykuły natywne czy większe partnerstwa. Na początku mogło to szokować, ale to jeden z powodów, dla których nam się udało. Robiliśmy rzeczy, których inni nie robili. Niektórzy nazywali to przesadną komercjalizacją, choć ja uważam, że nigdy nie przekroczyliśmy Rubikonu.

Jak dziś ten biedny dziennikarz technologiczny ma zachować wiarygodność, gdy przez 100 proc. czasu pisze o markach, które się jednocześnie reklamują u Was i potem pisze też teksty reklamowe?

Przyznaję – to spore wyzwanie, bo pracujemy z większością producentów na rynku. Skrupulatnie oznaczamy reklamy, a uwierz mi – nie wszyscy to robią. Nie będę wskazywał palcami, ale przecież na rynku często są te same kampanie i pewne rzeczy są oczywiste. My robimy mnóstwo rzeczy w ujęciu redakcyjnym, zwłaszcza przedpremierowo, współprace reklamowe często trafiają do nas dopiero po premierach. Prawda jest też taka, że sporą część i tak byśmy robili bez współpracy komercyjnej, bo to nasza tematyka. Duża część biznesu to też różne partnerstwa – marki chcą się ogrzać przy pewnego rodzaju contencie, nie wnikając w jego treści.

A jaki był największy deal, które udało Ci się zrobić w Spiderswebie?

Kontrakt na roczną współpracę na poziomie 2 mln złotych.

Płacicie dziennikarzom procent od przyniesionego klienta?

Tak, nadal to funkcjonuje, choć zdarza się coraz rzadziej, bo nasz dział sprzedaży działa niezwykle dynamicznie.

Czy dziennikarze technologiczni dostają sporo sprzętu na własność?

Nie, czasy takiej wolnej amerykanki już dawno minęły i bardzo dobrze. Wiadomo, że czasami sprzęt trafia na paromiesięczne testy, ale zawsze jest zwracany.

Dojrzałeś już do nazywania się serwisem/portalem, a nie tylko blogiem?

Na początku rynek traktował nas trochę inaczej i to pomagało. Byliśmy kolektywem blogerów, którzy produkują emocjonalną publicystykę. Graliśmy tym, bo to rzeczywiście działało in plus. Dziś definicja blogów mocno się zmieniła, właściwie nie używa się już tego określenia, bo zmieniło swoje znaczenie. Dziś są influencerzy, content kreatorzy, a my jesteśmy dziennikarzami internetowymi.

Ile minęło od startu działalności, zanim zacząłeś płacić zespołowi?

Rozumiesz, że nawiązujesz do tekstu „Pressa”, w którym jeden z byłych blogerów został chyba źle zrozumiany. Padły słowa, które nie są prawdziwe. Spider’s Web płacił od samego początku. Wiadomo, że wtedy były to stawki 500-600 zł za określoną liczbę tekstów.

Dlaczego nie audytujecie się w Mediapanelu?

Byliśmy audytowani, ale w ramach protestu wypięliśmy kody Gemiusa i przestaliśmy płacić. Zostaliśmy potraktowani wyjątkowo niesprawiedliwie. Jako jedynym z branży zasięg został podzielony po kategoriach tematycznych, choć absolutnie wszyscy konkurenci powielają nasz pomysł na tematykę treści. W rezultacie straciliśmy pozycję lidera w kategorii technologie. Gdybyśmy nie zostali podzieleni, to cały czas byśmy nim byli. Przygotowaliśmy potężny raport dla Gemiusa, w którym przedstawiliśmy tysiące linków udowadniających, że wszyscy konkurenci piszą i o biznesie, i o rozrywce cyfrowej, a także w większości o motoryzacji. Dowiedziałem się potem z pierwszej ręki, że to jeden z największych portali postawił sprawę na ostrzu noża – wyniki Spider’s Weba miały być podzielone. A wiadomo, że będąc faktycznymi zleceniodawcami badań, to portale mają tam najwięcej do powiedzenia. Rozważałem, czy nie iść z tym do UOKiK-u, ale tłukłbym się o to latami i niewiele by to dało.

Liczyłeś, ile razy musiałeś tłumaczyć się z tego swojego Sosnowca?

(Śmiech). Wiele razy. Ludzie pisali, że Pająk może wyjść z Sosnowca, ale Sosnowiec z Pająka nigdy. Jestem dumny z tego, że tak silnie kojarzy się mnie z regionem. Od lat prowadzę zresztą krucjatę edukacyjną, tłumacząc, że Zagłębie to nie Śląsk, że mamy setki lat oddzielnej historii, systemu prawnego, edukacyjnego. To dla mnie ważna misja.

A nie uważasz, że przez Wasz brak w Warszawie straciliście na pewnym etapie potencjał rozwoju?

Nie ma na to prostej odpowiedzi. Zawsze byliśmy oparci na pracy zdalnej, na długo przed tym, zanim stała się modna. Do pewnego etapu rozwoju była to wielka zaleta ze względu na brak wysokich kosztów stałych, a także na dostęp do świetnych ludzi z całej Polski. Natomiast myślę, że jak już jesteś odpowiednio dużą organizacją, to brak pracy stacjonarnej, a w przypadku mediów brak biura w Warszawie, hamuje rozwój i pewnie uniemożliwia szybkie skalowanie się do góry.

Ile ludzi zatrudniasz?

Funkcjonujemy jak normalna, średniej wielkości firma medialna. Są redakcje, działy, spotkania, kolegia. Łącznie z Beprawnikiem jest nas ponad 80 osób. Mówię jednak o wszystkich współpracownikach. Takich pracujących tylko u nas mamy ok. 60 osób.

CZEMU NA FACEBOOKU CIĄGLE PISZECIE CAPS LOCKIEM? TRUDNO SIĘ TO CZYTA.

Bo to wyróżnik, który działał i pozwalał przykuć wzrok. Dziś nie ma to już takiego znaczenia, bo ruch z Facebooka został mocno okrojony. Zmieniamy to i testujemy różne rzeczy.

Spider’s Web miał krwawy rok 2022. Co tam się wtedy stało?

Do 2021 roku rośliśmy organicznie, co 2 lata podwajając wszystko: biznes, zatrudnienie, zasięg, skalę. I nagle we wrześniu 2022 przyszła korekta ruchu o  połowę ze względu na zmiany w algorytmach Google. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to musi kiedyś nastąpić. Wstrzymywaliśmy jednak wiele zmian, hołdując zasadzie, że jak zapierdala, to nie ruszaj. Wtedy wdrożyłem wielki dwuletni plan naprawczy. Wymieniliśmy absolutnie wszystko – silnik technologiczny serwisów, zmigrowaliśmy je na subdomeny, posprzątaliśmy prawie 800 tys. tagów, usunęliśmy setki tysięcy szkodliwych URL-i, ustawiliśmy prace redakcji na nowo, stworzyliśmy nowe działy: SEO, trafficu, itd. Przez te dwa lata odpuściliśmy rozwój organiczny na rzecz tych poprawek. One się właśnie kończą. Teraz wracamy do ofensywy.

Jakby ktoś chciał dziś stawiać swój portal, to co byś mu powiedział?

Żeby odpuścił i nie przepalał pieniędzy. Dziś na samym dziennikarstwie pisanym nie ma szans zbudować sensownego medium od zera. Wymień serwisy, które w ostatnich latach z sukcesem osadziły się na rynku, a nie są częścią dużej korporacji.

Spider’s Web, naTemat, Iberion.

Tak, ale to nie są nowe marki. 15, 13 i 10 lat. Nic nowego sensownego nie powstaje. Był Jastrząbpost, ale został sprzedany. Sytuacja jest bliźniacza do rynku prasy z ubiegłego wieku. To był znakomity, duży rynek. Potem przyszła telewizja i nagle się okazało, że jest sto razy większa. Dziś to samo się dzieje w digitalu. Najpierw była era internetu pisanego i to był fajny rynek. naTemat i Spider’s Web weszły na niego w ostatnim możliwym momencie. Od kilku lat następuje era internetu wideo i to będzie tysiąc razy większy rynek. Dlatego nowe podmioty i wielkie sukcesy powstają już w zasadzie tylko na rynku wideo. W Polsce mamy Kanał Zero, znakomite Meczyki.

 

Materiały prasowe

 

A Spider's Web jest na sprzedaż?

Wszyscy są na sprzedaż. Wirtualna Polska też, bo jak przyjdzie ktoś, kto wyłoży miliard euro, to po prostu ją kupi. Ja nie muszę sprzedawać Spider’s Weba. Myślę raczej o kupowaniu innych mediów. Natomiast jak ktoś przyjdzie i położy na stół, powiedzmy 300 mln zł, to przecież będę się zastanawiał całe 5 sekund.

Za pieniądze tej skali to się kupuje Polskę Press czy Interię. A nad jaką kwotą byś się zastanawiał?

Mam 47 lat, już jestem majętnym człowiekiem, więc ta sprzedaż niczego by w moim życiu nie zmieniła. Poza tym, co ja miałbym robić poza Spider’s Webem? Jestem pracoholikiem, do normalnego funkcjonowania potrzebuje stałego dopływu adrenaliny związanego z pracą.

Ale rozmowy były?

No, były oczywiście. Chyba nie było dużego gracza w Polsce, może poza jednym, który by nie przyszedł porozmawiać w ciągu tych wszystkich lat. Dwie konkretne oferty odrzuciłem, a koło sześciu innych nie zakończyło się przedstawieniem oferty. Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy podchodzą do due diligence tylko po to, by zrobić sobie rozeznanie, bo przecież nie widać naszych wyników finansowych. Drugi problem jest taki, że człowiek-Pająk naprawdę wie, jak się robi biznes medialny, więc pewnie nie jesteśmy łatwo skalowalni po przejęciu. I dlatego jesteśmy trudni do kupienia.

A realne jest, że to Ty coś kupisz?

Od dawna prowadzimy różne rozmowy dotyczące sprzedaży z kilkoma graczami, zobaczymy, co z tego wyniknie. W Polsce musi ruszyć proces konsolidacji mediów internetowych, także w tej naszej drugiej lidze zasięgowej.

A nie zakłuło Cię w sercu, jak Wasz odwieczny konkurent Antyweb został kupiony przez Polsat?

Dlaczego?

Bo coś się skończyło i to ich chcieli, a nie Ciebie.

Było mi przykro, ale dlatego, że Antyweb został zdjęty z planszy konkurencyjnej, na której przez lata stał razem z nami. Ta rywalizacja, szczególnie na początku, bardzo mnie napędzała. Jednak w pewnym momencie zdecydowanie odjechaliśmy, jeśli chodzi o skalę i tempo rozwoju. Więc to chyba normalne, że to oni w końcu się sprzedali Polsatowi, a nie my.

Lata temu Spidersweb prawie został kupiony, ale na ostatniej prostej usłyszałeś od inwestora, że zdziwi się, jeśli ktoś to kiedyś kupi. Czy wtedy nie narodził się ten „człowiek-Pająk”, którego branża zna dzisiaj?

Matko, jak się cieszę, że wtedy do tego nie doszło. Całe szczęście nie wziąłem tych 4,5 mln zł, które 13 lat temu wydawały się naprawdę sporymi pieniędzmi.

Dołącz do dyskusji: Człowiek-Pająk. Szef SpidersWeb.pl: Dziennikarze traktowali nas jak totalne głąby. A teraz?

5 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Teleman
Dziś dziennikarze robią z ludzi idiotów
6 0
odpowiedź
User
Media inaider
Czasem jest cienka granica między czymś fajnym i kreatywnym a obciachem. Ta fota z Pająkiem w sieci jest przykładem gdy ta granica została przekroczona
7 0
odpowiedź
User
Stary wyga
Przemek, dlaczego wyłączyłeś komentarze na sPlay?

sPlay, czyli aktualnie, od kilku lat "Spidersweb Rozrywka".
8 0
odpowiedź