SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

„Eat the rich”. Dlaczego oglądamy seriale o „jednym procencie”?

W ostatnich latach popularnością cieszą się seriale o uprzywilejowanych i zamożnych bohaterach zaabsorbowanych tzw. problemami pierwszego świata. Sukces „Białego Lotosu”, a wcześniej ogromne zainteresowanie losem Royów z „Sukcesji” sprawiło, że warto zapytać, dlaczego obchodzą nas losy postaci, z których stylem życia na ogół nie możemy się identyfikować?

„Biały Lotos”, HBO i Max „Biały Lotos”, HBO i Max

Trzeci sezon serialu „Biały Lotos” pobił rekordy oglądalności stacji HBO. Według danych Nielsena i Warner Bros. Discovery finałowy odcinek trzeciej serii obejrzało 6,2 mln amerykańskich widzów na wszystkich platformach. To wzrost o 30 proc. w porównaniu z odcinkiem przedostatnim i aż o 51 proc. w porównaniu z finałem drugiego sezonu. Z kolei odcinek premierowy trzeciego sezonu obejrzało do tej pory 20 mln amerykańskich widzów, a średnia dla tej odsłony wynosi 16 mln.

Pierwszy sezon mówił o tym, żeby nie ufać dobroczynnym gestom „jednego procenta”, drugi wykpiwał naiwność jego przedstawicieli, a trzeci skupił się na transcendencji i śmierci. Nie tylko dosłownej, ponieważ oglądamy też rozpad więzi rodzinnych i relacji przyjacielskich.

To jednak nie wszystko. Przy okazji produkcji serialu promowały się liczne marki odzieżowe, finansowe, alkoholowe czy turystyczne, notując dzięki temu wzrosty sprzedaży. – „Biały Lotos” stał się czymś więcej niż tylko serialem – to kulturowy fenomen, który daje markom wyjątkową szansę, by w autentyczny i angażujący sposób wykorzystać jego popularność – powiedział serwisowi The Drum Ed East, globalny CEO i współzałożyciel agencji marketingowej Billion Dollar Boy.

W koszulce Timothy’ego Ratliffa    
Marki H&M, Abercrombie & Fitch, Banana Republic, Bloomingdale’s i Coffee Mate stworzyły kolekcje inspirowane serialem. American Express zorganizował serię wydarzeń związaną z serialem, w produkcji pojawiły się produkty Google, Supergoop i Kiehl’s. Czy to znaczy, że kupując produkty promowane w serialu, chcemy poczuć się jak bohaterowie, czy to nowe zjawisko w historii telewizji?

– Produkcje o zamożnych i uprzywilejowanych zawsze miały swoje miejsce w telewizji, choć kształt tych narracji w ostatnich latach mocno się zmienił. Gdybyśmy spojrzeli tylko na seriale emitowane w Polsce od lat 90., to wystarczy wymienić dwa legendarne tytuły wpisujące się we wspomniany dyskurs, myślę tu o popularnej „Dynastii” czy kultowej „Modzie na sukces”, dodatkowo ta pierwsza nie tak dawno doczekała się nowej odsłony, można by dodać, że adekwatnie dopasowanej do nowych czasów – w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi dr Iwona Morozow z Katedry Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej USWPS we Wrocławiu.

Badaczka z USWPS wyjaśnia, że klasyczny wariant „Dynastii” wpuszczał nas niejako za kulisy wielkiego, niedostępnego świata, pokazując często, że pomimo złota i brylantów, to tak naprawdę tacy sami ludzie, z bliskimi nam problemami, bolączkami i marzeniami. I dodaje: – Taki model opowieści jest jednak już trochę niedopasowany do współczesnej, zwłaszcza tzw. jakościowej telewizji i widowni, która oczekuje zupełnie innego przekazu. I tu pojawia się choćby „Sukcesja”, która też wpuszcza za kulisy, ale nie prezentuje jej w tym uniwersalnym kluczu lub, o zgrozo, w formule prostego podziału na dobrą Krystle i złą Alexis.

Przypomnijmy, że „Sukcesja” odejmując jej dekoracje typowe dla realiów życia barona medialnego, jakim jest Logan Roy (Brian Cox), to dramat rodzinny, którego akcja rozwija się na przestrzeni roku (od osiemdziesiątych urodzin patriarchy do kolejnych otwierających sezon finałowy) i w tym czasie prowadzi do rozkładu relacji między ojcem a dziećmi oraz między rodzeństwem.

„Eat the rich”    
Nie tylko jednak kwestia rodziny sprawia, że serial Jessego Armstronga wzbudza w nas tak wiele skrajnych emocji. Równie istotne jest spojrzenie na tych najzamożniejszych przedstawicieli amerykańskiej socjety, którzy z tylnego siedzenia sterują losami ustaw medialnych i funkcjonowaniem całego rynku medialnego. Czy takich bohaterów możemy lubić, a może nasze motywacje są zupełnie inne?

– Popkultura pełni wiele funkcji i oferuje jeszcze więcej obietnic. Jedną z nich jest kompensacja, która w narracjach w kinie i telewizji może przekładać się choćby na wyrównanie społecznych niepokojów. Niewątpliwie jesteśmy w miejscu, w których napięcia o charakterze ekologicznym, gospodarczym są częścią naszego globalnego krajo- (i media) obrazu, co znajduje symboliczne przełożenie choćby w przestrzeni społecznie zaangażowanej w formie spopularyzowanego ponownie ostatnio, rewolucyjnego hasła „Eat the rich” – przypomina dr Iwona Morozow z USWPS Wrocław.

Ekspertka konstatuje, że w naszej rzeczywistości do zjedzenia bogatych pewnie nie dojdzie, ale to wcale nie przeszkadza, aby choć na ekranie dochodziło do pewnej formy zadośćuczynienia. Jak mówi: – Taką obietnicę realizowały ostatnio, dla przykładu, takie produkcje jak „W trójkącie” w reżyserii Rubena Östlunda, mniej znana „Kuchenna rewolucja” w reżyserii Josepha Schumana i Austina Starka, a nawet w dość pokręconym wariancie „Nie patrz w górę” Adama McKaya. Nie zawsze jednak chcemy, aby bogaci zostali zjedzeni i ukarani, czasem wystarczy ich obśmiać i tu można wskazać charakterystyczny dla współczesnych mediów mechanizm powiązany z kulturą upokarzania, ale w wywrotowym wariancie. Idealnie realizuje się to moim zdaniem w serialu „Biały Lotos” – dodaje dr Iwona Morozow.

Warto jednak przypomnieć, że „Biały Lotos” nie tylko napędził klientów markom modowym, ale i znacząco wspomógł branżę turystyczną. Okazał się wręcz turystyczną żyłą złota. Według danych sieci Four Seasons, której hotele pojawiały się we wszystkich trzech sezonach, ich obiekt na Maui (pokazany w pierwszym sezonie) odnotował 425 proc.-wzrost liczby odwiedzin na stronie internetowej oraz 386 proc.-wzrost liczby zapytań o dostępność pokoi. Sycylijski hotel z sezonu drugiego podobno był pełny przez pół roku po zakończeniu zdjęć. Dzieje się to mimo tego, że chcemy się śmiać z problemów i rozterek bohaterów serialu, czy chcemy poczuć się jak oni, spędzając wakacje w tych samych miejscach?

– W tym wariancie oglądamy bogatych, którym daleko do znanych z Marvela geniuszów technologicznych, gdy kurtyna opada, zostaje pustka, bezmyślny konsumpcjonizm, przesycenie i nuda. Upokarzani na ekranie bogaci po prostu sprawiają, że czujemy się lepiej, kompensując bliższy naszej rzeczywistości wariant neoliberalnego społeczeństwa klasowego, w którym to uprzywilejowani zwykle okazują pogardę innym, stojącym niżej – mówi badaczka z USWPS Wrocław.

Co z everymanem?    
Dwanaście lat temu pożegnaliśmy Waltera White’a z serialu „Breaking Bad”. Bohater wpisał się w popularny wówczas nurt przedstawiania everymanów, którzy zmagają się z ekstremalnymi sytuacjami i przekraczają kolejne granice swojej moralności. Czy nie ma już miejsca na takie narracje?

– Nie powiedziałabym, że everyman zniknie, a powrót do narracji o świecie wielkiej finansjery przybierze formę klasycznej opery mydlanej. W streamingu jest przestrzeń na różne opowieści, zwłaszcza jeśli widownia tej różnorodności oczekuje. Bunt się sprzedaje, streaming wie to z Hollywood, a Hollywood kapitalizuje go z powodzeniem od lat. Przez wiele ostatnich lat byliśmy karmieni opowieściami o superbohaterach, często też miliarderach, którzy w sytuacji zagrożenia staną na wysokości zadania – przypomina dr Iwona Morozow.

Kultura jako pole bitwy    
„Sukcesja” to wspaniale napisana historia ludzkich deficytów. Większość postaci szuka akceptacji, a że nie może jej otrzymać, postanawia udowodnić swoją wartość poprzez dominację. Wydaje się to zbyt proste, ale brutalnie potwierdza to jedna z rozmów, jakie w ostatnich odcinkach prowadzą Shiv (Sarah Snook) i Tom (Matthew Macfadyen). Gdy mąż przyznaje, że bardzo lubi pieniądze, Shiv wybucha ironicznym śmiechem po wcześniejszej deklaracji, że dla miłości poszłaby na koniec świata, porzuciwszy wszystkie posiadane dobra. Uznają to za wyborny żart. Czy takie postaci mogą nas czegoś nauczyć?

– Inspirując się analizami amerykańskiego antropologa Davida Graebera, można byłoby tu dodać, że to właśnie na tych opowieściach ukształtowały się kariery takich (pozwolę sobie to nazwać) medialnych osobowości jak choćby Elon Musk czy Donald Trump. Jednak ich wizerunek jest uwikłany w mnogość dyskursów, również i tych funkcjonujących w modelu opozycyjnym, krytycznym. Dlatego lecąc w kosmos komercyjnym lotem, trzeba liczyć się z błyskawiczną ripostą 99 proc. i nic tu po popfeministycznych frazesach o byciu przykładem odwagi dla kobiet na całym świecie. Ani Ironman, ani Batman nie powstrzymają katastrofy klimatycznej, a ich historiami już się lekko odbija widowni. Krytyczna wersja narracji ma po prostu swój czas, trudno, aby streaming i Hollywood nie chciał tego zmonetyzować – mówi badaczka.

Serial Jesse Armstronga, podobnie jak inne produkcje HBO na zawsze zapisane w historii telewizji, opowiada o naszym największym strachu, czyli odrzuceniu i samotności. Tony Soprano nie potrafił pogodzić się z pogardą, jaką darzyła go matka, a Royowie odtrąceni najpierw przez matkę, a potem przez ojca, cały czas powielają ten toksyczny mechanizm w relacjach ze swoimi bliskimi. „Sukcesja” to odważne spojrzenie na współczesną rodzinę, ale i szerzej – relacje ludzkie, a ich znakiem rozpoznawczym jest brak empatii oraz egoizm. Czy powinniśmy współczuć Royom, czy cieszyć się z ich porażek?

– Kultura jest polem bitwy, media korzystają z konfliktów i napięć społeczno-kulturowych, tworząc narracje, które mogą je łagodzić lub nawet rozwiązywać. W myśl szkoły krytycznej można tu dodać, że w ten sposób popkultura niejako podtrzymuje status quo i społeczeństwo klasowe, właśnie poprzez wspomnianą kompensację. Warto tu jednak dodać, że odbiorcy bywają partyzantami i budują własne sensy, a na skomercjalizowaną wersję rewolucji na dłuższą metę nie dadzą się nabrać – podsumowuje dr Iwona Morozow.

Dołącz do dyskusji: „Eat the rich”. Dlaczego oglądamy seriale o „jednym procencie”?

6 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Piernik
W życiu mnie nie obchodziły tego typu seriale. Pewnie dlatego, że jestem biedny i głupi.
9 1
odpowiedź
User
Hoho
Im więcej miliarderów na świecie, tym bardziej lubimy patrzeć jak cierpią. Zwykłym ludziom się żyje coraz gorzej, więc łzy bogatych są jak leczniczy nektar i catharsis.
9 0
odpowiedź
User
?
Po co w ogóle oglądać seriale? Strata czasu.
1 5
odpowiedź