SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Netflix nie zwalnia tempa produkcji „cobenów”. Recenzja serialu „Na gorącym uczynku”

Na Netfliksie pojawił się nowy serial „Na gorącym uczynku”, będący ekranizacją powieści Harlana Cobena z 2010 roku. To już drugi w tym miesiącu, po polskiej produkcji „Tylko jedno spojrzenie”. Zabójcze tempo sprawia, że trudno złapać oddech pomiędzy premierami kolejnych adaptacji prozy Amerykanina, zwłaszcza, że seriale sygnowane znakiem jakości Cobena są od siebie trudno odróżnialne. I coraz mniej udane.

„Na gorącym uczynku”, Netflix „Na gorącym uczynku”, Netflix

Nie spodziewałam się, że nadejdzie moment, w którym o serialu inspirowanym prozą Cobena będę musiała napisać, że jest po prostu nudny. Nie absurdalny, zawiły, oderwany od rzeczywistości jak bywało wcześniej, ale zwyczajnie mało interesujący. Pierwsza argentyńska produkcja Netfliksa oparta na powieści kultowego pisarza rozczarowuje, chociaż miała potencjał na bycie kolejnym hitem.

Coben „po argentyńsku” 
Sześcioodcinkowe „Na gorącym uczynku” rozgrywa się w miejscowości Bariloche w argentyńskiej Patagonii. Emma Garay (Soledad Villamil) jest dziennikarką śledczą zajmującą się sprawą pedofila szukającego swoich ofiar w grze online. Bohaterka koresponduje z nim, podając się za nastolatkę i namawia na spotkanie, chcąc odkryć jego tożsamość. Gdy jednym z podejrzanych okazuje się jej nowo poznany kochanek, tropi go za wszelką cenę i bez sentymentów. Ale to dopiero początek.

Jak to w powieściach i serialach „na podstawie Cobena” bywa, równocześnie rozwija się kilka innych wątków. Swoje sekrety ma syn dziennikarki, dochodzi do zaginięcia nastolatki, a Emma wciąż opłakuje śmierć męża w wypadku. Teoretycznie coś się dzieje, ale jest to kompletnie nieatrakcyjne, można oglądać jednym okiem i niewiele się straci, bo Emma jeździ, pyta, ale nic z tego nie wynika. A gdy się ockniecie w okolicy piątego odcinka, okaże się, że nic konkretnego się wciąż nie wydarzyło poza zawiązaniem akcji.

Nowości Netfliksa wg prozy Cobena 
Już wcześniejsze tegoroczne premiery, czyli polski serial „Tylko jedno spojrzenie” i styczniowe „Tęsknię za tobą” były drogą przez mękę, a nowość Netfliksa konsekwentnie utrzymuje ten sam kierunek. Taśmowa produkcja „cobenów” przybrała na sile, a każdy kolejny tytuł – niezależnie od jakości – zyskuje pokaźne grono widzów.

W serialu „Na gorącym uczynku” świat dzieli się na uprzywilejowanych i wpływowych oraz całą resztę. W tle głównej akcji pojawia się wątek fundacji dla młodzieży potrzebującej pomocy w kryzysie egzystencjalnym, mniejszości etnicznych oraz walka o działki położone nad malowniczym jeziorem. Byłoby to znacznie bardziej wciągające gdyby bohaterowie mieli jakieś cechy, a nie tylko ledwie naszkicowaną osobowość. O Emmie nie dowiadujemy się zbyt wiele, mimo że jest główną bohaterką. Widzimy tylko, że ciągle nerwowo zakłada i zdejmuje okulary, co w domyśle ma uczynić z niej intelektualistkę.

Podobnie jest z Leo Mercerem (Alberto Ammann) oraz Marcusem Brownem (Juan Minujin), których życie i przyjaźń stanowi ramę całej opowieści, a nie mamy okazji dowiedzieć się o nich czegoś więcej. 

Mamy tu do czynienia z klasycznym patentem Cobena: jak zawsze postać z drugiego szeregu okazuje się pociągać za sznurki. Kto i co zrobił, nie ma większego znaczenia, ponieważ nic nie wynika z tej historii, która sprawia wrażenie napisanej na kolanie. Pewnie Coben sam jej nie pamięta.

Czy warto obejrzeć „Na gorącym uczynku”? 
Nie został wykorzystany potencjał miejsca, w którym rozgrywa się akcja serialu, ani kontekst kulturowy różny od europejskiego. Pogoń za pedofilem i sprawcą śmierci nastolatki mogłaby toczyć się gdziekolwiek i, mimo że to znana polityka Netfliksa – uniwersalne treści osadzone w specyfice lokalnej społeczności, tym razem niczego nie dowiadujemy się o Argentyńczykach.

Jak to u Cobena bywa, o wielu sprawach decyduje przypadek i nieszczęśliwy splot okoliczności. Jeśli miałabym wyciągnąć jeden wniosek z „Na gorącym uczynku”, byłoby to przypomnienie, że dobrzy ludzie robią złe rzeczy i odwrotnie. To jednak trochę za mało, żeby zrobić trzeci z rzędu serial.

O „Na gorącym uczynku” zapomnicie po napisach końcowych. Bezsprzecznie głównym grzechem jest w tym przypadku nuda i brak pomysłu na bohaterów. Poza Emmą nikogo nie zapamiętamy z imienia, nie mówiąc już o innych szczegółach, jak udział w głównym wątku. Coben chce opowiadać o trudach samotnego macierzyństwa, rozczarowaniu dorosłością, braku lojalności, strachu przed odpowiedzialnością. Teoretycznie mówi więc o wszystkim, a przez to mamy wrażenie, że tak naprawdę o niczym. Teraz wiadomo już, dlaczego Netflix nie promował tego serialu przed premierą.

Tylko dla koneserów twórczości najbardziej płodnego pisarza Ameryki. Serial „Na gorącym uczynku” dostępny jest na platformie Netflix.

Dołącz do dyskusji: Netflix nie zwalnia tempa produkcji „cobenów”. Recenzja serialu „Na gorącym uczynku”

2 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Mr Batyr
Z jakiego kraju jest Netflix? #boycottusa
2 0
odpowiedź
User
Adam
Ale laski do ruch ania znalazłem na 𝐙𝐍𝗔𝗠𝗖𝐈𝗘.𝗣𝗟
1 0
odpowiedź