Wiceszef Teatru Telewizji: zdecydowanie wzrosło zainteresowanie spektaklami
Obserwujemy zdecydowany wzrost zainteresowania spektaklami Teatru Telewizji, co wyraża się nie tylko poprzez słupki oglądalności, choć i one są w stosunku do poprzednich lat dużo lepsze - mówi PAP wicedyrektor Teatru Telewizji Wojciech Majcherek.

Polska Agencja Prasowa: Minął ponad rok od objęcia dyrekcji Teatru Telewizji przez Michała Kotańskiego i pana. Które ze zmian uważa pan za najważniejsze, gdy mówimy o nowej formule funkcjonowania "największej sceny świata"?
Wojciech Majcherek: Najważniejsza jest chyba generalna opinia, która płynie ze strony naszej widowni, także środowiska teatralnego, że "Teatr Telewizji się odrodził". Obserwujemy wzrost zainteresowania spektaklami Teatru Telewizji, co wyraża się nie tylko poprzez tzw. słupki oglądalności, choć i one są w stosunku do poprzednich lat lepsze. Jednak oprócz oglądalności bardzo ważne są reakcje widzów na poszczególne premiery. W komentarzach widać, że te przedstawienia spotykają się z żywym odbiorem, poruszają emocje i refleksje publiczności. Chociaż nierzadko spektakle, które prezentujemy, dotykają trudnych problemów, okazuje się, że istnieje potrzeba tego typu doświadczeń.
Oczywiście satysfakcjonującą zmianą jest zwiększenie liczby premier. Właściwie w każdym miesiącu pokazujemy trzy nowe spektakle w poniedziałkowym Teatrze TV oraz jedną w TVP Kultura. Nie bez znaczenia jest też przesunięcie godziny emisji Teatru Telewizji w Jedynce na 20.30.
Na pewno odczuwamy wsparcie dla naszych działań ze strony kierownictwa Telewizji Polskiej, która - jak wiadomo - jest obecnie w niełatwej sytuacji instytucjonalnej i finansowej. Pamiętam jako widz Teatru Telewizji, także jako redaktor TVP Kultura, że Teatr TV zawsze był traktowany jako argument, gdy mówiło się o tzw. misji telewizji publicznej, ale też jasno trzeba stwierdzić, że mniej więcej od 20 lat teatr był coraz bardziej marginalizowany w telewizji. Byli prezesi, którzy chętnie by się pozbyli Teatru TV z poniedziałkowych wieczorów. A zapaść ostatnich lat tylko spotęgowała wrażenie, że ta zasłużona dla naszej kultury instytucja, jaką jest Teatr TV, umrze śmiercią naturalną.
PAP: Jak ocenia pan powroty do współpracy z Teatrem Telewizji takich reżyserów jak np. Agnieszka Glińska, Wojciech Smarzowski, Krzysztof Zanussi, ale także cenionych aktorów, jak Krystyna Janda czy Jan Peszek?
W.M.: Rzeczywiście, gdy telewizją rządził Jacek Kurski, część środowiska teatralnego po prostu nie chciała pracować na ul. Woronicza. Ofiarą tej niechęci padł też Teatr Telewizji. W ciągu ostatniego roku obserwujemy, że najwybitniejsi nasi twórcy teatralni i filmowi chcą z powrotem wrócić do Teatru Telewizji. Przypomnę, że naszą z Michałem Kotańskim dyrekcję otworzyliśmy symbolicznie premierą monodramu Krystyny Jandy "Zapiski z wygnania", a ta wybitna aktorka była nieobecna w TVP w poprzednich ośmiu latach. Wracają też inni twórcy. Wojciech Smarzowski po kilkunastu latach przerwy realizuje dla Teatru Telewizji nowy spektakl wg tekstu Stanisława Brejdyganta pt. "Winny" – z autorem w roli głównej. Podobnie Krzysztof Zanussi, także po przerwie, wyreżyseruje swój autorski utwór "CV".
Cieszy nas chęć pracy reżyserów, którzy debiutują w tej roli w Teatrze Telewizji. Jan Holoubek, znakomity reżyser filmowy, sięgnął po klasykę XX-wiecznej dramaturgii – sztukę Maxa Frischa "Biedermann i podpalacze" z Andrzejem Sewerynem w roli tytułowej. Paweł Demirski również zadebiutuje jako reżyser w Teatrze TV i przygotuje premierę swojej głośnej sztuki "W imię Jakuba S." w obsadzie z m.in. Jackiem Poniedziałkiem, Marcinem Czarnikiem i Małgorzatą Kożuchowską. Myślę, że ważnym wydarzeniem będzie premiera specjalnego projektu, realizowanego pod opieką Agnieszki Glińskiej, pt. "Po co ten spacerek?" – w jego ramach Maja Komorowska, też dawno niewidziana w Teatrze Telewizji, będzie mówić swoje ulubione wiersze najważniejszych polskich poetów XX wieku. Niech ta godzina z mową wiązaną w tak pięknym wykonaniu będzie swego rodzaju antidotum na okropny język, którym mówimy prywatnie, a co gorsza - publicznie.
To dla nas bardzo ważne, że wielu artystów, zarówno tych z wielkim dorobkiem, jak i dopiero początkujących, znowu widzi w Teatrze Telewizji instytucję przyjazną, a przede wszystkim miejsce istotnej i wolnej artystycznej działalności.
PAP: A jakich powrotów możemy się jeszcze spodziewać?
W.M.: Planów jest dużo. Będziemy kontynuować tę linię repertuaru, która opiera się na rejestracjach przedstawień z teatrów żywego planu. Okazuje się, wbrew narzekaniom niektórych krytyków, że te spektakle wzbudzają ogromne zainteresowanie, czego dowodem sukces tak, zdawałoby się, ryzykownej premiery, jaką był monodram Grażyny Bułki "Mianujom mie Hanka" wg tekstu Alojzego Łyski, w reżyserii Mirosława Neinerta z Teatru Korez w Katowicach. Ta śląska opowieść zyskała blisko pół miliona widzów. Ale oczywiście zdajemy sobie sprawę, że Teatr Telewizji musi różne potrzeby zaspokajać i na pewno wydarzeniem będzie kwietniowa premiera telewizyjnej rejestracji "Zemsty" Fredry w reżyserii Michała Zadary z Teatru Komedia w Warszawie, z Maciejem Stuhrem w roli Papkina. Bardzo oryginalna inscenizacja tego klasycznego dzieła, która cieszy się ogromnym powodzeniem widzów. Również w nurcie rejestracji znajdzie się "Melodramat" z Teatru Powszechnego w Warszawie w reżyserii Anny Smolar.
Dla sporej części publiczności Teatru Telewizji premiery tych spektakli to jedyna możliwość poznania współczesnego życia teatralnego w Polsce. Ale rzecz jasna wiemy, że siłę Teatru Telewizji zawsze stanowiły oryginalne produkcje. I tutaj mamy coraz więcej propozycji. Stało się zresztą coś symbolicznego między majem ubiegłego roku, gdy prezentowaliśmy pierwszy plon naszej działalności, na który złożyły się trzy premiery przedstawień z teatrów i jedna oryginalna – w tym roku w maju te proporcje będą dokładnie odwrócone. To też pokazuje skalę naszej pracy. I już mogę zapowiedzieć, że jesienią będziemy mieli co najmniej dziesięć premier zrealizowanych specjalnie dla Teatru Telewizji. I co jest specjalnym wyzwaniem - wznowimy regularne pasmo spektakli dla młodszej widowni. To też będzie powrót po wielu latach przerwy.
PAP: W styczniu premiera "Mianujom mie Hanka" z Grażyną Bułką miała 460 tys. widzów i była to najlepsza frekwencja spektaklu Teatru Telewizji od maja 2021 r. W lutym premierę "Wizyty starszej pani" w reż. Małgorzaty Bogajewskiej obejrzało 538 tys. widzów. To była największa widownia od niemal pięciu lat. Jak pan myśli, skąd się bierze ten fenomen frekwencyjny?
W.M.: Pewnie różne czynniki na ten efekt się złożyły. Najprościej byłoby powiedzieć, że to były po prostu dobre spektakle, które trafiły do widzów. "Wizyta starszej pani" miała znakomitą obsadę aktorską, która zawsze jest też magnesem. Przypomnę, że w spektaklu wystąpili w głównych rolach Andrzej Grabowski i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, ale obok nich m.in.: Jan Peszek, Jan Englert, Dorota Kolak, Cezary Pazura. To było zawsze siłą Teatru Telewizji, że spotykali się tutaj wybitni nasi artyści. Z drugiej strony przykład przedstawienia "Mianujom mie Hanka" pokazał, że o powodzeniu spektaklu nie musi decydować obsada "znanych i lubianych". W tym spektaklu wystąpiła znakomita aktorka Grażyna Bułka, która znana jest bardziej w Katowicach niż w całym kraju. Również sukces spektaklu "Pogo" wg tekstu Jakuba Sieczki w reżyserii Kingi Dębskiej dowodzi, że forma monodramu może się sprawdzić w poniedziałkowym Teatrze Telewizji. Uwagę widzów skupiła znakomita gra Marcina Hycnara i poruszająca opowieść pracownika pogotowia ratunkowego.
Wyciągnąłbym z tego wniosek, że istnieje publiczność, która nie oczekuje w telewizji tylko rozrywki, zwłaszcza w sytuacji, gdy rzeczywistość wydaje się coraz mniej zrozumiała. Niektórzy mówią: chwalicie się, że osiągacie pół miliona widowni, a przecież jeszcze 10 lat temu spektakle Teatru Telewizji oglądało milion i więcej widzów. Zgoda, tylko, że przez te 10 lat zmieniła się rzeczywistość medialna, pojawiły się platformy streamingowe, a młodzi ludzie nie korzystają już powszechnie z takiego urządzenia jak telewizor. Wszystkie wyniki oglądalności programów telewizyjnych są niższe niż kiedyś. My możemy czuć satysfakcję, że odbijamy się od dna, na którym osiadł Teatr Telewizji w ostatnich latach. Trzeba jeszcze pamiętać, że te najlepsze wyniki: 460 tys. czy 538 tys., pokazują średnią oglądalność emisji spektakli Teatru Telewizji w dniu premiery o godz. 20.30. A mamy jeszcze prezentacje tych przedstawień na TVP VOD i na odnowionej właśnie stronie internetowej Teatru TV. I tu okazuje się, że także wzrósł odbiór o 60 proc., bo jest część widzów, którzy oglądają spektakle tylko za pomocą internetu.
PAP: Jakie najważniejsze wyzwania stoją przed Teatrem Telewizji?
W.M.: Po pierwsze: utrzymać, wzmocnić i rozwinąć to, co zrobiliśmy w ciągu minionego roku. Nie możemy spocząć na laurach. Drugim wyzwaniem jest to, że cały czas musimy mieć w pamięci, iż jesteśmy zobowiązani wobec tej wspaniałej, ponad 70-letniej historii Teatru Telewizji. Że jesteśmy zobowiązani wobec publiczności, która tak nam zawierzyła. Musimy cały czas o niej pamiętać, starać się ją jak najbardziej usatysfakcjonować. Może czasami zaskoczyć czymś nieoczekiwanym.
PAP: Kiedy i gdzie odbędzie się 24. Festiwal TVP i Teatru Polskiego Radia „Dwa Teatry”?
W.M.: Festiwal "Dwa Teatry" w zeszłym roku powrócił do Sopotu po kilku latach przerwy. Tegoroczna edycja odbędzie się od 27 do 30 czerwca. Novum jest to, że znowu to będzie czterodniowe święto. A ta zmiana wiąże się z tym, że mamy o wiele więcej spektakli do pokazania w konkursie. Będzie także bogaty program imprez pozakonkursowych. Jak zwykle przyznane zostaną Wielkie Nagrody dla najbardziej zasłużonych aktorów. Ogłoszony zostanie również wynik konkursu na sztukę dla Teatru Telewizji, który właśnie przeprowadzamy.
Dołącz do dyskusji: Wiceszef Teatru Telewizji: zdecydowanie wzrosło zainteresowanie spektaklami