Wraca sprawa wycieku danych w Uberze. Zarzuty dla byłego szefa bezpieczeństwa w firmie
Ruszył proces Joego Sullivana, byłego szefa bezpieczeństwa w Uberze. Mężczyzna jest podejrzany o to, że stał za gigantycznym wyciekiem danych w 2016 r. Prawnicy Sullivana uważają, że Uber chce z ich klienta zrobić kozła ofiarnego.
Chodzi o sprawę sprzed sześciu lat. W 2016 r. miały wypłynąć wrażliwe dane dotyczące 57 mln osób: kierowców i klientów Ubera. Śledztwo w tej sprawie zaczęła prowadzić Federalna Komisja Handlu. Ale jeszcze w tym samym roku doszło do kolejnego wycieku informacji. Tym razem hakerzy mieli uzyskać dostęp do skradzionych danych.
Jednym z głównych oskarżonych w tej sprawie jest Joe Sullivan, ówczesny szef bezpieczeństwa w Uberze. Śledczy twierdzą, że miał on zataić sprawę wycieku danych, a hakerom zapłacić okup w wysokości 100 tys. dolarów. Wszystko to miało być "przedstawione jako planowane ćwiczenia bezpieczeństwa". Mężczyzna może wkrótce usłyszeć zarzuty.
A to powoduje, że szefowie bezpieczeństwa w innych firmach technologicznych zaczynają się obawiać, czy i im w przyszłości nie grożą podobne sprawy. Ich zdaniem, Joe Sullivan nie powinien być karany za to, że nie ujawnił rządowym organom regulacyjnym naruszenia danych dotyczących kierowców i klientów. Uważa tak m.in. Edward Amoroso, były szef bezpieczeństwa w amerykańskim telekomie AT&T. Według niego sprawą nie powinien zajmować się sąd, bo Sullivan "nie zrobił nic złego", a orzekaniem tej kwestii powinni się zająć eksperci z branży.
Osiem lat więzienia i 500 tys. dolarów
Inne zdanie ma w tej sprawie amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości. Z wypowiedzi przedstawicieli resortu wynika, że Sullivan ma być pociągnięty do odpowiedzialności nie za to, że zapłacił hakerom okup, ale za to, że próbował zataić informację o wyłudzeniu danych i blokował możliwość dostępu do informacji w tej sprawie odpowiednim organom. Tym bardziej, że cyberoszuści, którzy włamali się do systemu firmy i zażądali pieniędzy, przyznali się do winy. Nie wywiązali się jednak z umowy z Uberem. W zamian za odebranie okupu mieli zniszczyć dane, a oni przekazali je osobie trzeciej.
Prawnicy Sullivana uważają, że Uber chce z ich klienta zrobić kozła ofiarnego. Byłemu szefowi bezpieczeństwa w firmie przewozowej, który został z niej zwolniony w 2017 r., grozi pięć lat więzienia oraz grzywna w wysokości 250 tys. dolarów. A to nie wszystko. Za ukrywanie przestępstwa musi się liczyć z kolejnymi trzema latami odsiadki i jeszcze jedną karą finansową - również w wysokości 250 tys. dolarów.
Newsletter



Sales&More i Bank Pekao S.A. wkraczają do gry! Sukces kampanii „Jak nie teraz, to kiedy… wbijesz na wyższy level?”
Serwisy społecznościowe, których już nie ma. Czego nas nauczyły?
Będzie wielki powrót do „Szkła kontaktowego”?
Filip Chajzer ponownie w „Dzień Dobry TVN”. Kolejne powroty na jubileusz programu
Dołącz do dyskusji: Wraca sprawa wycieku danych w Uberze. Zarzuty dla byłego szefa bezpieczeństwa w firmie