"Nie ma czegoś takiego jak środowisko dziennikarskie", czyli jak było kiedyś, a jak jest dziś [FELIETON]
Ostrzeżenie: jeśli jesteś w dziennikarskim fachu stosunkowo krótko, to czytasz ten tekst na własną odpowiedzialność. Bo może on wprowadzić cię w osłupienie i niedowierzanie, może też wywrócić do góry nogami twoje myślenie o mediach. Albo może zrodzić w twojej głowie myśl: „co ten Feluś gada”. Akurat tym ostatnim efektem przejmuję się najmniej. Tymczasem zaczynamy podróż pod hasłem: “kiedyś to było tak…”.
Dołącz do dyskusji: "Nie ma czegoś takiego jak środowisko dziennikarskie", czyli jak było kiedyś, a jak jest dziś [FELIETON]
Ale już wtedy koledzy i koleżanki ze "środowiska dziennikarskiego" ordynarnie kradli materiały przygotowane przez "młodego" i puszczali pod własnym nazwiskiem.
Potem studnia dziennikarskie, redakcyjne praktyki w ogólnopolskim tygodniku opinii i regionalnej rozgłośni PR. I co? Mój najlepszy tekst na koniec praktyk w tygodniku poszedł jako zbiorowa praca kilku redaktorów, mnie nawet nie podpisali jako "współpraca". Z kolei kolega, który kończył właśnie praktykę w radiu, a ja ją zaczynałem ostrzegł mnie, żebym swoje materiały szyfrował, ukrywał, hasłował, bo szczególnie jeden sławny pan redaktor lubi sobie zrobić użytek z tego, co młodzi mu nagrają i zmontują, a za to przytulić kasę i pochwałkę od prezesa.
Takie to jest "środowisko", że za kasę zrobią wszytko, a legendarne opowieści z mchu i paproci, że jeden radiowiec udostępniał koledze z konkurencji swój materiał audio, bo tamtemu nawalił minidisc, możecie sobie włożyć w tylne gniazdo mikrofonowe między pośladkami.
Żyję z pisania, ale tzw środowisko może mi skoczyć tam, gdzie pan dziennikarz może mnie w d.pę pocałować.
Było tak samo źle.
Ludzie nie mieli dostępu do prawdziwych informacji