Mazurek o wypowiedzi Brauna: "wolność słowa". Dlaczego broni przegranej sprawy? [OPINIA]
Robert Mazurek na bazie ostatniej skandalicznej wypowiedzi Grzegorza Brauna o obozie Auschwitz przekonuje, że polityk ma prawo tak się wypowiadać, bo w Polsce obowiązuje wolność słowa. Doświadczony dziennikarz w ten sposób prezentuje swoją ignorancję w zakresie przepisów prawnych czy też świadomie wprowadza widzów w błąd? Tak czy siak broni przegranej sprawy.

Kilka dni temu Grzegorz Braun był gościem Radia Wnet. W pewnym momencie podważył fakt ludobójstwa w komorach gazowych w obozie Auschwitz. – Auschwitz z komorami gazowymi to niestety fake. I kto o tym mówi, ten zostaje oskarżany o straszne rzeczy, odsądzany od czci i wiary – powiedział europoseł Konfederacji Korony Polskiej. Dziennikarz Łukasz Jankowski przerwał wtedy wywiad.
Polityk może spodziewać się działań prokuratury. Wobec jego słów wybuchło zamieszanie w naszym kraju. Swój komentarz w Kanale Zero nagrał także Robert Mazurek. Były prowadzący „Porannej rozmowy RMF FM” od lat słynie z kontrowersyjnych poglądów i można byłoby uznać, że nie ma sensu zajmować się jego nagraniem.
Mazurek broni prawa Brauna do takich słów
Jednakże Mazurek to od lat jeden z najbardziej znanych dziennikarzy politycznych w Polsce, który również w internecie kreuje opinie, a w Kanale Zero jego format commentary cieszy się gigantycznym zainteresowaniem. Dla przykładu program „Mazurek komentuje” od kwietnia do końca czerwca br., w trakcie trwania kampanii wyborczej na urząd prezydenta wykręcił ponad 27 mln wyświetleń przy 39 odcinkach. Popularniejsze są tylko materiały samego Krzysztofa Stanowskiego lub ich wspólny format publicystyczny „Mazurek&Stanowski”. To, co mówi Robert Mazurek ma więc duże znaczenie, bo szeroko niesie się po sieci.
Dziennikarz przy okazji sprawy Grzegorza Brauna uderzył w poważniejsze tony wolności słowa. Powiedział m.in.: „Słowa Grzegorza Brauna to splunięcie na groby ofiar. To jest niewyobrażalne. Tyle tylko, że wczoraj komentarze kończyły się na wypowiedzeniu tych słów, a chciałbym pójść trochę dalej. Mógłbym przeprowadzić polityczną analizę tego, co się stało, ale są to rzeczy absolutnie drugorzędne”.
Następnie dodał: „Pierwszorzędna wydaje być tematyka wolności słowa. Ta wydaje się kojarzyć z czymś pięknym, szlachetnym. To jedna z podwalin naszej cywilizacji. Gdyby nie ona, czym różnilibyśmy się od tyranii? (…). U nas każdy może powiedzieć, co chce. No prawie co chce, jak się okazuje. Ale wolność słowa nie może być limitowana. Nie możemy nią obdarzać tylko niektórych - tych, którzy wiedzą jak z niej korzystać. Albo jest dla wszystkich albo w gruncie rzeczy jest dla nikogo.”
Wolność słowa jest rzeczywiście fundamentem współczesnych systemów demokratycznych, ale nawet w tym modelu rzadko ma charakter absolutny. W omawianym przypadku obowiązuje m.in. ustawa z 1998 roku o Instytucie Pamięci Narodowej, która reguluje zagadnienia m.in. zbrodni nazistowskich i komunistycznych w Polsce. W artykule 55 czytamy: „Kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok podawany jest do publicznej wiadomości.”
Czytaj także: Onet rozwija segment lifestyle
Wyjątków jest więcej - m.in. Kodeks Karny reguluje znieważenie Prezydenta RP czy obrazę uczuć religijnych, mamy przepisy dotyczące zniesławienia. Część tych regulacji jest od lat kwestionowana, ale akurat w przypadku zbrodni nazistowskich czy komunistycznych nie ma żadnych wątpliwości. Słusznie, że prawo penalizuje tzw. negacjonizm, bo w niemieckich obozach koncentracyjnych zginęło wielu naszych obywateli i zaprzeczanie temu jest niebezpieczne. Jak wiemy, istnieje ryzyko, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy stanie się prawdą. Dlatego też choćby nasze władze od lat walczą z fałszywym pojęciem “polskie obozy śmierci”, które pojawia się czasem w mediach zagranicznych, także amerykańskich.
To wydaje się tak oczywiste, że aż trudno uwierzyć, że doświadczony dziennikarz, którym jest Robert Mazurek, nie zauważył szerszego kontekstu. Ignorancja czy świadome wprowadzanie widów w błąd?
Być może w jego utopijnym systemie polityczno-prawnym funkcjonuje absolutna wolność słowa, ale w ramach obowiązujących przepisów w Polsce jej nie zaobserwujemy. Wolność wypowiadania się nadal ma swoje granice, tu się nic nie zmieniło.
Braun w Kanale Zero
Zmieniło się zaś np. podejście do Grzegorza Brauna w Kanale Zero. Gdy w lutym 2024 rozmawialiśmy z Krzysztofem Stanowskim, powiedział: „Korwina zapraszałem już do Kanału Sportowego, jest ciągle na YouTube (…). Co do Brauna bałbym się, że znienacka wygłosi jakieś treści - tak jak znienacka odpalił gaśnice - które są całkowicie nieakceptowalne. Chociaż jak rozmawiałem z ludźmi z YouTube na ten temat, to jednak mówili, że w sytuacji, gdy jest to pogląd wygłaszany przez gościa, a natrafi na kontrę ze strony prowadzącego, jest osadzone w większym kontekście, to nie jest wówczas zakazane”.
W trakcie ostatniej kampanii wyborczej startujący jako kandydat Grzegorz Braun był kilkukrotnie zapraszany do Kanału Zero, a filmy z jego udziałem biły rekordy popularności - m.in. 1,4 mln wyświetleń oraz 2,8 mln. Z kolei inny kandydat na prezydenta Maciej Maciak został tak potraktowany przez założyciela kanału, że Stanowski po kilku minutach rozmowy przerwał wywiad, tłumacząc się prorosyjskimi wypowiedziami Maciaka.
Krzysztof Stanowski dopytywany w ostatnich dniach ponownie, dlaczego postąpił w ten sposób, wyjaśnił: “Bo Braun jest istotnym zjawiskiem na scenie politycznej, wartym obejrzenia przez szkło powiększające. Z jakiegoś powodu zdobył duże poparcie i warto zgłębić, dlaczego. A Maciak nie wiadomo kim jest.”
Zapraszając Brauna i budując jego rozpoznawalność to zjawisko tylko się poszerza, a podobne commentary ze strony Mazurka zachęcają do naśladowania polityka.
Dołącz do dyskusji: Mazurek o wypowiedzi Brauna: "wolność słowa". Dlaczego broni przegranej sprawy? [OPINIA]