„Informacja zwrotna” wierci dziurę w mózgu. Recenzja serialu Netfliksa inspirowanego powieścią Jakuba Żulczyka
Jakub Żulczyk zbiera w tym roku obfite plony serialowe, ale i wydawnicze. Niedawno ukazała się nowa powieść pisarza zatytułowana „Dawno temu w Warszawie”, latem oglądaliśmy „Warszawiankę”, a od dzisiaj na Netfliksie dostępna jest adaptacja „Informacji zwrotnej”.
Serial „Informacja zwrotna” wyprodukowali Łukasz i Piotr Dzięciołowie, a scenariusz napisał Kacper Wysocki. A skoro tak, to nie zaskakuje obsadzenie Arkadiusza Jakubika w roli Marcina Kani. Producenci i scenarzysta pracowali z Jakubikiem przy znakomitym serialu Canal+ zatytułowanym „Klangor”. Trudno więc dziwić się, że uznali ten wybór za oczywisty. Aktor doskonale sprawdza się w rolach mężczyzn zdesperowanych, postawionych pod ścianą, zmuszanych do reagowania w sytuacji ekstremalnej. Nie inaczej jest tym razem. Zarówno w „Klangorze”, jak i w „Informacji zwrotnej” bohater musi walczyć o swoje zaginione dziecko. Na tym jednak i wybuchach frustracji podobieństwa się kończą, ponieważ co prawda Rafał Wejman i Marcin Kania nie dostaliby medalu za bycie idealnym ojcem, ale każdy z nich w inny sposób podchodzi do swoich rodzicielskich obowiązków. Inaczej też odpokutowują swoje winy.
Czytelnicy powieści Żulczyka nie muszą obawiać się, że serial odwzorowuje literaturę 1:1, a widzowie nieznający powieści od pierwszych minut odnajdą się w świecie Marcina Kani. Bohater prowadzi nas przez swoje wspomnienia minionego wieczoru, kiedy ostatni raz spotkał się z synem (w roli Piotra wystąpił Jakub Sierenberg). Gdy rano okazuje się, że nikt nie ma z nim kontaktu, Marcin odchorowujący nocne pijaństwo, niczego nie pamięta. Usiłuje składać w całość niepasujące do siebie puzzle i zabiera nas w miejsca, w których wcale nie mamy ochoty mu towarzyszyć.
„Ze mną się nie napijesz?”
Istotą serialu jest nie tylko brutalnie szczere opowiadanie o chorobie alkoholowej jako sile niszczycielskiej rodziny, ale także pokazywanie nam różnych oblicz bohatera, pozornie niedającego się nie lubić, w końcu to typ, który na pytanie „ze mną się nie napijesz?”, nigdy nie odmówi. Marcin jako były muzyk, autor rockowych hitów sprzed lat, w swoim „dorosłym” życiu zajął się kupnem i wynajmem nieruchomości. Jest dobrze sytuowany, córka go nienawidzi, z żoną jest w separacji, a syn nie odzywa się od kilkunastu godzin i nikt nie wie, gdzie jest. Marcin Kania jako człowiek czynu i szybkiego reagowania, na oślep, impulsywnie wędruje przez Warszawę, szukając śladów zgubionych wspomnień. Chodzi po pijackim szlaku i wciąga nas w obsesyjną pogoń po zakamarkach swojego zmąconego umysłu.
Serial opowiada dwie historie – kryminalną i społeczną. Ta pierwsza porywa od pierwszych minut, ale to druga wydaje się bardziej przerażająca, bo opowiada o tym, jak w Polsce choroba alkoholowa niczym chleb powszedni wchodzi do domów, zakrada się pomiędzy członków rodzin, mąci w życiorysach kolejnych pokoleń i niszczy wszystko i wszystkich, których napotka na swojej drodze. Czyni to poufałym tonem, bo przecież „to tylko jeden kieliszek”, „są święta”, „wyluzuj” i „to spotkanie starych kumpli z wojska”. Oglądaliśmy to już w serialu, filmie i życiu wiele razy, bo problem alkoholowy w Polsce jest powszechny. Gdy więc widzimy sponiewieranego Marcina Kanię, który w końcu – jak mówi – zmienił swoje życie, to brzmi jak baśń z „Księgi tysiąca i jednej nocy”. Bohater przekonuje nas, że jest już innym człowiekiem i polegając na jego zapewnieniach, przeczesujemy z nim stolicę w poszukiwaniu Piotra. Jakubik gra ekspresywnie, emocjonalnie, wyraziście, a Sierenberg odwrotnie - małymi gestami, introwertycznie, bez histerii. Doskonale się uzupełniają.
Lata 90. na zdjęciu z Polaroida
Na przestrzeni pięciu odcinków poznajemy rodzinę bohatera, jego styl życia, pracę i to jaki jest w stosunku do pijących i niepijących znajomych. Co myśli, co planuje, w co wierzy. Jego portret jest przerażającym studium, którego nie zobaczymy w reklamie piwa Tyskie promującej – z udziałem Joanny Koroniewskiej i Macieja Dowbora - picie piwa przy świątecznym stole. Czego jak czego, ale picia przy świątecznym stole nie trzeba w Polsce reklamować.
Kreacja Arkadiusza Jakubika to jeden z filarów sukcesu „Informacji zwrotnej”. Drugi to portret relacji społecznych - rodziny, ale i kolegów Marcina, kombinujących, szukających sposobu na duże i łatwe pieniądze. Nie brakuje rozmów przy stole z pijanym ojcem, obleśnym podrywaczem wspominającym swoje sukcesy sprzed dekad, zacierające się w pamięci kolejnych pokoleń. To jak zdjęcie z Polaroida polskich lat 90. Każdy chociaż raz je gdzieś oglądał.

Czego zabrakło?
Jest też druga strona medalu – historia syna głównego bohatera, poznajemy ją kawałek po kawałku. Jedyne czego w serialu zabrakło to rozwinięcie kobiecych postaci sprowadzonych do stereotypowych zranionych matek i córek, zbyt wiele wybaczających nawet gdy obiecują sobie, że więcej tego nie zrobią. „Męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać”, jak śpiewała Alicja Majewska... Na drugim planie szansę na rozwinięcie swojej historii otrzymują znajomi bohatera ze spotkań terapeutycznych. Ich reakcje na jego poczynania także ciekawie rezonują z tym, kim jest, a kim chciałby być Marcin Kania.
Warszawa w serialu bywa ponura i mroczna jak w „Ślepnąc od świateł”, ale jest też przerażająca w swoim familiarnym wymiarze, niosąc ze sobą przemoc i traumę. Bohater odwiedza restauracje, bary, dworce osiągając kolejne „sprawności” - niczym harcerz – w pielęgnowaniu nałogu i chronieniu go przed światem. „Pójdę po świętach”, „jestem zestresowany”, „były imieniny Zbyszka”, „trochę przesadziłem w weekend” to tylko kilka z odznak, którymi dekoruje się Kania, wędrując przez miasto.
Seans pięciu odcinków mija w mgnieniu oka, a czas spędzony z Marcinem Kanią jest jak jazda na rollercoasterze, zakończona odruchem wymiotnym - miała być beztroska zabawa, a pozostał niesmak. Dużo, mocno i o mężczyznach. Przydałoby się trochę więcej przestrzeni dla kobiecych bohaterek, ale tak czy inaczej, to ważny i dobry serial, konfrontujący się z polską miłością do wódki.
„Informacja zwrotna”, to kolejny serial po „Infamii” i „Absolutnych debiutantach” opowiadający ważną, uniwersalną historię, mocno zakotwiczoną w polskim kontekście. Całość wyreżyserował Leszek Dawid i jego nazwisko to kolejny powód, dla którego warto sięgnąć po tytuł w bibliotece Netfliksa.
Newsletter



Sales&More i Bank Pekao S.A. wkraczają do gry! Sukces kampanii „Jak nie teraz, to kiedy… wbijesz na wyższy level?”
Serwisy społecznościowe, których już nie ma. Czego nas nauczyły?
Będzie wielki powrót do „Szkła kontaktowego”?
Filip Chajzer ponownie w „Dzień Dobry TVN”. Kolejne powroty na jubileusz programu