SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Jawny Lublin walczy o prawdę w życiu publicznym. Tak pracuje się w lokalnych mediach

Nie emitują nachalnych reklam, nie przyjmują pieniędzy od samorządów czy państwowych spółek. Walczą o transparentność władzy w lokalnym życiu publicznym, za co zostali uhonorowani Nagrodą Mariusza Waltera. O dziennikarstwie lokalnym w Polsce rozmawiamy z redakcją portalu Jawny Lublin: Agnieszką Mazuś i Krzysztofem Jakubowskim. 

Redakcja Jawnego Lublina, fot. archiwa własne Redakcja Jawnego Lublina, fot. archiwa własne

Od kogo częściej dostajecie telefony – od czytelników czy polityków?

Agnieszka Mazuś (AM): Częściej jednak od czytelników, z prośbami o to, by zająć się jakąś sprawą.

Krzysztof Jakubowski (KJ): Zdecydowanie więcej telefonów mamy od czytelników. Politycy przysyłają  listy z różnymi wezwaniami.

AM: Jest coraz mniej redakcji lokalnych. Te, które jeszcze są, mają bardzo okrojone zespoły. Ludzie nie mają gdzie szukać pomocy, bo przecież nie w dużych ogólnopolskich mediach.

Często ludzie proszą Was o nią proszą?

Codziennie. Naprawdę żałuję, że nie jesteśmy większą redakcją, żebyśmy mogli się zająć wszystkim.

Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się czytelnicy?

AM: Najczęściej, że deweloper coś im buduje pod nosem.

KJ: Ostatnio często też pojawiają się tematy żłobków, przedszkoli, szkół i wszystkiego, co z ich funkcjonowaniem związane. Od likwidacji placówek po mobbing. 

AM: Ostatnio sporo anonimów dotyczy Uniwersytetu Medycznego, działania  i prorektorów, rektora nie wszystkim się podobają.  

Bardzo często jest tak, że my o czymś napiszemy i musimy robić kontynuację, bo odzywają się do nas ludzie pracujący w danej jednostce . Nigdy nie mamy  feedbacku, że wszystko pomieszaliśmy. Wręcz przeciwnie. Ludzie piszą albo dzwonią i mówią: „Jest tak, a nawet bardziej”, „Jest źle, a nawet jeszcze gorzej”.

Co wam zarzucają politycy i różni inni oficjele?

AM: Najczęściej, że wcale nie jest tak źle, jak napisaliśmy, albo że są świetnymi szefami i nie ma u nich żadnego mobbingu. I na pewno publiczne pieniądze nie są wydawane nieprawidłowo, tylko wręcz przeciwnie. Ja mam wrażenie, że do mnie jednak trochę boją się dzwonić… Ja z politykami nie przechodzę nigdy na relacje pół-prywatne, towarzyskie. Znam ludzi, którzy jako szeregowi pracownicy rozmawiali ze mną, a po awansie przestali odbierać telefon.

KJ: Wiele zależy od konkretnej osoby. Pamiętam kiedy opisaliśmy działania mobbingowe jednego z lokalnych polityków, który został wicedyrektorem w pewnej instytucji kultury. Po tym tekście dzwonił po kolei do Agnieszki, do autora tekstu i do mnie. Tylko w rozmowie ze mną był bardzo miły. Ostatecznie wysłał sprostowanie, które nawet nie spełniało formalnych wymogów, więc je odrzuciliśmy.

Moje doświadczenia z politykami z regionu są też takie, że dzwonią ze skargami na swoich partyjnych kolegów albo na przeciwników. Donosy do nas są częste.

Zobacz: Od programmatica do poczty kwiatowej. Jak media lokalne szukają nowych źródeł przychodów

Czujecie, że macie z kim na waszym rynku konkurować? Jest gazeta należąca do dewelopera, lokalne oddziały mediów publicznych….

AM: Jest jeszcze jeden dziennikarz „Gazety Wyborczej”…

KJ: Ale nie ma zbyt dużych mocy przerobowych. Jednak to z nim możemy pokonkurować.

AM: Ja bym chciała mieć konkurencję. Marzę o tym. Miło wspominam te czasy 20 lat temu, kiedy w „Dzienniku Wschodnim” zaczynaliśmy dzień od prasówki – kto co napisał, czego my nie mamy. Teraz to już nawet nie ma sensu rano przeglądać tego czy tamtego lokalnego portalu, bo nic ciekawego tam raczej nie znajdziemy. Głównie przedruki z urzędów czy instytucji plus informacje PR-owskie. Niestety.

Ile macie na koncie pozwów – wygranych i przegranych?

AM: Fundacja Wolności, wydawcy Jawnego Lublina, od lat walczy z różnymi instytucjami o dostęp do informacji publicznej i na tym polu odnosi różne sukcesy. Sprawy często mają swój zwycięski finał w sądzie. Krzysztof, chyba ostatnio liczyłeś, ile jest tych wygranych spraw?

KJ: W Fundacji Wolności zajmujemy się zdobywaniem informacji publicznej zawodowo. Nieraz działamy tak, że najpierw informacje stara się uzyskać Jawny Lublin, a gdy to się nie udaje, fundacja wstępuje na drogę sądową.

Ostatnio Krzysztof Wiejak opisywał ciekawą sprawę spółki SIM Południowe Podlasie, która część pieniędzy dostała z budżetu państwa na budowę mieszkań komunalnych. Ta spółka nie chciała udzielić informacji o najprostszych rzeczach – wynagrodzenie zarządu, rady nadzorczej, ile kosztowało walne zgromadzenie w luksusowym hotelu. Kiedy Krzysiek wyczerpał możliwości uzyskania informacji jako dziennikarz, to my wystąpiliśmy o nie w sądzie. Wygraliśmy w pierwszej instancji, później w Naczelnym Sądzie Administracyjnym i dostaliśmy te informacje.

W zeszłym roku tego typu spraw Fundacja Wolności miała ponad 50, z czego zdecydowana większość wygrana, w tym np. z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym.

Natomiast takich spraw, gdzie jako dziennikarze byliśmy pozwani, jeszcze nie mieliśmy. Mamy dużo wniosków formalnych o sprostowania, jednak zamieściliśmy może jedno, bo pozostałe były niemerytoryczne i nie nadawały się do publikacji. Za odmowę publikacji sprostowania nie dostaliśmy jak dotąd żadnego pozwu.

Jedno sprostowanie zamieściliśmy, bardzo spodobała mi się treść, mniej więcej taka: „Nieprawdą jest, że w stosunku do pani … stwierdzono naruszenie dyscypliny finansów publicznych, bo prawda jest taka, że stwierdzono naruszenie ustawy o finansach publicznych”.

Jak wygląda dziś wasza sytuacja finansowa? Po dojściu do władzy w USA Donalda Trumpa zawieszono wypłaty grantów z USAID, agencji finansującej m.in. niezależne dziennikarstwo w Europie. Grupa Wydawnicza Wspólnota pomogła wam akcją "Wesprzyjmy Jawny Lublin".

KJ: Ponad dwa miesiące po zawieszeniu finansowania z USA jesteśmy już w znacznie lepszej sytuacji niż wydawało się zaraz po tej decyzji. Najgorsze było to, że dostaliśmy informację o wstrzymaniu środków niemalże z datą wsteczną. Przekazano nam, że wszystkie wydatki po 24 stycznia będą niekwalifikowalne, co znaczyło, że nie nie możemy sfinansować nawet wynagrodzeń za styczeń, wypłacanych zwyczajowo na koniec miesiąca.

To bolało o tyle, że od razu musieliśmy szukać tych środków. Uruchomiliśmy kampanię do czytelników. Tylko w lutym w ten sposób zebraliśmy ponad 18 tysięcy złotych, co jak na lokalny portal jest dużym sukcesem. Od marca wspiera nas Fundusz Obywatelski im. Henryka i Ludwiki Wujców, oferując „matching fund” – dokładają drugie tyle, ile my zbierzemy od darczyńców. To nas motywuje, by przekonywać i zachęcać czytelników i sympatyków do wpłat.

Bardzo doceniamy gest Mateusza Orzechowskiego, który nieodpłatnie zamieścił w swoich gazetach zachętę do przekazania nam 1,5% podatku.

Zobacz: Facebook usuwa wpisy lokalnych mediów. Błąd algorytmu? 

W dłużej perspektywie poradzicie sobie bez tego finansowania z amerykańskich grantów?

KJ: Myślę że tak. Do końca kwietnia zbieramy też 1,5 proc. z podatku, co jest także ważnym źródłem finansowania. W międzyczasie szukamy innych środków. Myślę, że da się to poukładać i spiąć budżet.

W kwietniu br. Rektor Politechniki Lubelskiej prof. Zbigniew Pater zażądał od was 10,5 tys. zł za informację o zarobkach pracowników uczelni. Takie metody to dla was kolejne narzędzie presji, by o pewne rzeczy nie pytać?

KJ: Trudno powiedzieć, czy akurat w przypadku rektora to było przypadkowe czy celowe. Oczywiście dla nas niemożliwe jest znalezienie takich pieniędzy. Spontanicznie uruchomiliśmy zrzutkę, bo parę osób nam sugerowało, że chętnie wpłaci na to, żeby się tego dowiedzieć. Jednocześnie korespondowaliśmy z rektorem i dookreśliliśmy, że chodzi nam o osoby, które są dziekanami, prodziekanami, są w organach uczelni, w senacie, w radzie, w kolegium elektorów, w komisjach dyscyplin naukowych. Na to rektor stwierdził, że przygotuje te informacje bez konieczności zapłaty pieniędzy.

Z analogicznymi pytaniami wystąpiliśmy do innych uczelni. Prawdopodobnie przynajmniej część spraw skończy się w sądzie administracyjnym, bo niektóre w ogóle nie chcą udostępnić takich informacji.

AM: Ja nie podejrzewam rektora Politechnik Lubelskiej o złe intencje. Raczej o niezrozumienie na samym początku o co konkretnie pytała Fundacja Wolności (wydawca Jawnego Lublina)

Gdybyście mieli nieograniczone środki na funkcjonowanie, to czym jeszcze zajmowałby się Jawny Lublin?

KJ: Na pewno chcielibyśmy poszerzyć zespół. To smutne, gdy musimy jakieś sprawy odpuszczać.  Moglibyśmy robić więcej spraw bardziej przekrojowych, wymagających dużo pracy analitycznej. Na co dzień, gdy musimy przygotowywać informacje bieżące, trudno wygospodarować przestrzeń na pogłębione analizy.

Krzysztof Wiejak pracował w zeszłym roku nad dużym tematem dotyczącym radnych miejskich, które nie mieszkają w Lublinie. Poświęcił na to dużo czasu i kosztem tego nie pisał niczego innego, mieliśmy więc mniej tekstów publikowanych na portalu. Coś kosztem czegoś.

AM: Jawny Lublin zajmowałby się dokładnie tymi samymi sprawami co obecnie, czyli lokalną polityką, która ma bezpośrednie przełożenie na to co dzieje się w mieście czy województwie. I tym co jest obecnie najistotniejsze, czyli styku polityki i biznesu. Najistotniejsze, bo od tego zależy nie tylko to jak wysoki blok wyrośnie nam za chwilę za oknem, ale też ile np. płacimy na śmiecie, a ile za bilet na autobus. W Lublinie, gdzie prezydent Krzysztof Żuk z PO rządzi nieprzerwanie od 2010 r., a radni jego klubu pełnią rolę dobrze naoliwionych maszynek do głosowania, naprawdę dziennikarze mają co robić. Kompletnie nie zgodzę się też z tym, że naszym problemem jest niewystarczająca liczba tekstów na portalu. Uważam, że przy obecnym natłoku informacji, powinno się stawiać na jakość a nie na ilość. Na dociekliwość a nie pogoń za newsem. Jak rozumiem - za to właśnie dostajemy nagrody. I taki właśnie będzie ten portal, dopóki ja w nim będę.

Zobacz: Powstanie fundusz wspierający lokalne media? Wiceminister kultury zapowiada rozmowy z KE

Przyjmujecie stażystów? Jak rynek dziennikarski wygląda w waszym regionie?

KJ: Sytuacja pod tym względem jest trudna. Jesteśmy otwarci na młodych dziennikarzy, współpracujemy z uczelniami, kołami naukowymi. Teraz mamy u siebie dwójkę studentów dziennikarstwa, w których widzimy potencjał. Czasem ktoś po dziennikarstwie szuka u nas pracy.

AM: Jak każda redakcja, my również przyjmujemy stażystów. I mamy podobne doświadczenia. Albo studentów interesuje tylko pieczątka w dzienniczku praktyk, albo w tzw. praniu wychodzi brak zainteresowania zawodem. Pamiętam jak ja zaczynałam – siedziałam w redakcji całymi dniami, łącznie z każdą niedzielą, bo jedno z najważniejszych wydań Dziennika Wschodniego wychodziło w poniedziałek. Dziś studenci są zaskoczeni faktem, że mogliby do redakcji przychodzić. I nie przychodzą, a tym samym nie podglądają jak pracuje doświadczony dziennikarz, który bynajmniej nie klepie przez cały dzień pytań do wszelkiego rodzaju biur prasowych czy agencji PR tylko chwyta za słuchawkę i przekonuje ludzi do mówienia.

Co sądzicie o postulatach zakazywania samorządom wydawania mediów? Załóżmy że zakaz wchodzi. Czy coś by to poprawiło w sytuacji takiego portalu jak wasz?

KJ: Osobiście jestem zwolennikiem zakazu wydawania mediów przez jednostki samorządu. Widzę, jak to psuje rynek mediów. Kiedyś robiłem nawet test na grupie mieszkańców, którym pokazałem taki informator wydawany przez urząd i wszyscy stwierdzili, że to jest przecież gazeta, ponieważ wygląda jak gazeta. Więc jak ktoś sobie weźmie do ręki taką „gazetę” to zaspokoi swój głód informacji i nie sięgnie już po inne media. To zagrożenie zwłaszcza dla mediów papierowych.

Innym zagrożeniem jest to, że w takich mediach są teksty pokazujące władze tylko w dobrym świetle. To zakrzywianie rzeczywistości.

Tak jak śledzę postępy prac nad tą ustawą, to jestem dobrej myśli i liczę, że ten zakaz uda się wprowadzić. Mam nadzieję, że wpłynie on pozytywnie na sytuację mediów lokalnych i dostęp do rzetelnej informacji o działaniach władz. Z danych wynika, że liczba wydawanych przez samorządy gazet rośnie, a prywatnych spada, co jest skrzywieniem rynku.

AM: Byłam w Sejmie na posiedzeniu sejmowych komisji poświęconych temu zagadnieniu. Stawiły się licznie i organizacja walczące o wprowadzenie takiego zakazu i lokalne samorządy. Jednym i drugim nie sposób odmówić argumentów. Np. jedna z radnych, zresztą znana polska aktorka, martwiła się głośno gdzie zgłosi, że szuka kota jeśli nie będzie lokalnego radia. Co akurat było zupełnie bezprzedmiotowe, bo tu chodzi o wydawnictwa papierowe. Na tej komisji okazało się, że Unia Metropolii Polskich zamówiła u medioznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego raport. Niesamowita lektura – okazuje się, że bez gazetek władzy nie mielibyśmy społeczeństwa obywatelskiego, a już na pewno nikt niczego by nie czytał. I wiele innych podobnych bzdur.  Zrozumiałam wtedy, że to właśnie metropolie będą o złagodzenie zakazu walczyć najbardziej, bo też najwięcej mają do stracenia. Taki Lublin.eu wychodzi w nakładzie 120 tys. egz., Łódź.pl 50 tys. (ale za to trzy razy w tygodniu), a Wrocław.pl nawet 200 tys. egz. Więc wcale się nie zdziwię jak zakaz wejdzie w życie, ale jego obejście okaże się banalne. Słowem - i wilk syty i owca cała.

Zakaz powinien objąć też portale internetowe?

KJ: Jak najbardziej.

AM: Pisałam dla oko.press tekst na ten temat i dopiero po jego publikacji Wrocław zdecydował się odpowiedzieć na pytania. Czego się wówczas dowiedziałam? Redakcja papierowego wydania  Wrocław.pl liczy trzy osoby, ale w portalu zatrudnionych jest aż jedenaście! Ciężko dziś znaleźć tak liczną redakcję. Propaganda level hard.

Na kim się wzorujecie jako dziennikarze i cała redakcja?

KJ: Redakcja z którą się porównujemy to Oko.Press, może nie pod kątem samych treści, ale choćby  sposobu finansowania, organizacji, komunikacjiz czytelnikami.

Ja sam bardzo cenię sobie pracę Patryka Słowika z Wirtualnej Polski. Jest bardzo produktywny i porusza ciekawe tematy okołopolityczne i śledcze.

AM: Ja czytuję też Fronstory.pl, zdarza nam się też konsultować z Fundacją Reporterów te najtrudniejsze tematy. Bardzo lubię też reportaże amerykańskich dziennikarzy, a pod względem factcheckingu i dogłębnego redagowania tekstu redakcje zza oceanu są dla mnie wzorem. 

Dołącz do dyskusji: Jawny Lublin walczy o prawdę w życiu publicznym. Tak pracuje się w lokalnych mediach

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl