SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Aaaa fanpejdż tanio kupię. Tak handluje się stronami na Facebooku

Wiecie, że na Facebooku można zarabiać? Pewnie, że wiecie. Ale czy wiecie, że nie tylko na reklamach i lokowaniach? I nie mam tu na myśli kupowania/sprzedawania lajków czy komentarzy. Handel fanpage'ami, choć zgodnie z regulaminem Mety jest zakazany, ma się dobrze i pozwala zarabiać naprawdę solidne pieniądze. Sprzedających i kupujących jest sporo, wszystko odbywa się w szarej strefie, ale strony na Facebooku z dotarciem do ludzi (i trafficu) są kuszące dla wydawców. Ceny najlepszych w przeszłości przekraczały nawet 100 tys. złotych.

Zdjęcie ilustracyjne / Midjourney Zdjęcie ilustracyjne / Midjourney

Powodów zakładania fanpage'y na Facebooku jest sporo. Można robić to dla sławy, dla dzielenia się wiedzą, dla wrzucania memów, dla promocji swojego biznesu. W końcu, dla pieniędzy – bo handel stronami na Facebooku może być też czystym biznesem, czego dowodem jest liczba pojawiających się w naprawdę różnych miejscach ogłoszeń typu „fanpejdż kupię/sprzedam”. Cyfrowe dobro, za które wielu jest gotowych zapłacić, choć każdy może sobie założyć taką stronkę za darmo. Płaci się jednak nie za fakt założenia strony, ale za czas potrzebny na zbudowanie społeczności. 

Stronę na Facebooku sprzedam

Ogłoszeń są w sieci dziesiątki. Tu przykładowe:

Numer 1: Sprzedam profil na FB - 84 tys. obserwujących - nieużywane od jakiś 2 lat

Numer 2: Sprzedam grupy ogłoszeniowe 6 gr za członka.

Numer 3: Sprzedam Fanpage 42 tys. obserwujących Cena: 80zł, na pytanie czemu tak tanio: „ze względu na to, że fanpage od dłuższego czasu jest nieużywany przez nikogo”

Numer 4: [SPRZEDAM] Fanpage 138k like + 2 grupy + 2 domeny.

Jest ich oczywiście dużo, dużo więcej. Ogłaszają się sprzedający i kupujący. Także na samym Facebooku na dedykowanych do tego grupach, choć oficjalnie Meta zabrania handlu stronami, grupami czy obserwującymi. W wykazie zabronionych czynności, ujętych w Standardach Społeczności, jest: „Podejmowanie próby lub skuteczna sprzedaż, zakup lub wymiana aktywów na platformie, np. kont, grup, stron itp.”; „Podejmowanie próby lub skuteczna sprzedaż, zakup lub wymiana przywilejów w witrynie, np. ról administratora lub moderatora bądź pozwoleń na publikację w konkretnych miejscach”.

Ale przecież nie takie rzeczy kreatywni przedsiębiorcy mogą ominąć.

– Nie da się ocenić skali tego procederu, bo trudno oczekiwać, by Meta miała rozstrzygać czy kontrolować, na jakiej zasadzie użytkownik nabywa prawa do zarządzania fanpejdżem. Nie ma tu transparentności. Jedynym elementem skali zjawiska, po którym możemy spróbować je ocenić, jest liczba ogłoszeń w internecie, na podstawie których można dokonać takiego zakupu. W mojej ocenie nie jest to może powszechny proceder, ale z pewnością nie jest też niszowy – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Monika Czaplicka, właścicielka agencji social mediowej Wobuzz.

Rynek jest spory, bo polskojęzycznych fanpejdży na Facebooku jest około 200 tysięcy. Plus około 3-4 więcej nieaktywnych, z których niektóre nadal mogą mieć znaczną liczbę śledzących i z tego powodu mogą być przedmiotem handlu – poinformował portal Wirtualnemedia.pl Jan Zając z firmy Sotrender, zajmującej się analityką mediów społecznościowych.

Na jednej z popularnych platform e-commerce ceny oferowanych stron na Facebooku wahają się od 100 złotych do nawet 50 tysięcy. Monika Czaplicka wyjaśnia, że cena za daną stronę zależy od jej wielkości, czyli od liczby obserwatorów. Kupujący zwracają też uwagę na aktywność fanów na stronie. Sprzedający dla podbicia ceny dokładają na przykład paczkę obserwujących czy gotową grupę tematyczną, którą można wykorzystywać komercyjnie.

– Niektórzy sprzedawcy chcący podbić cenę chwalą się, że fanpage jest „czysty”, czyli nigdy nie był blokowany, nie ma ograniczanych zasięgów. Finalnie cena jest pochodną tych wszystkich czynników. Czy jest jakiś cennik? Absolutnie nie. To jest dziki zachód, gdzie cena zależy wyłącznie od tego, kto ile zaoferuje i kto ile jest gotów zapłacić – wyjaśnia Monika Czaplicka.

Zobacz: Kiepskie zarobki z wpisów na Facebooku. „Nie o pieniądze tu chodzi” 

„Hodowcy” fanpejdży

Proceder jest znany przedstawicielom agencji zajmujących się marketingiem i komunikacją. Na gruncie zawodowym i prywatnym zetknęła się z nim Anna Deręgowska-Watza, CEO Planet Partners, agencji public relations.

– To było w 2020 roku, kiedy urodziłam dziecko i byłam uczestnikiem jednej z grup dla mam. W pewnym momencie na tej grupie zaczęły pojawiać się reklamy. Najpierw bardzo mało, potem coraz więcej. Zmienił się też styl publikowanych postów. Któraś dziewczyna usiadła, zaczęła to sprawdzać, okazało się, że zmienił się administrator grupy. Została nim osoba z agencji social mediowej – opowiada ekspertka.

Są osoby, które wyspecjalizowały się w „hodowli” fanpejdży i grup na Facebooku.

Anna Deręgowska-Watza: Trzy lata temu do marki, którą z moją agencją wspieraliśmy, zgłosił się taki pan. Zaproponował sprzedaż 200-tysięcznego fanpage razem z grupą, którą moglibyśmy prowadzić pod szyldem marki lub kampanii. Wycenił to na około 60 tysięcy złotych. Klient długo się zastanawiał. Agencja social mediowa, z którą współpracował, uznała to za kuszącą okazję, bo społeczność na stronie była duża i bardzo aktywna.

Deręgowska-Watza dodaje, że choć pokusa skorzystania z usługi się pojawiła, to przeważyły jednak potencjalne ryzyka związane z reputacją: – Po naszej stronie była bardzo duża obawa wizerunkowa, co się stanie, kiedy ludzie się zorientują, że marka kupiła inny fanpage. Baliśmy się, że uderzy to w wizerunek firmy. Ostatecznie nasz klient nie przyjął propozycji tego handlowca. Człowiek, który z nami rozmawiał, powiedział wprost, że dla niego to jest źródło utrzymania: buduje fanpage'e i grupy, potem część sprzedaje, a część udostępnia pod kampanie reklamowe, na przykład na 3 do 6 miesięcy – opisuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl dyrektorka z Planet Partners.

Wydawcy lubią ruch z FB

Tajemnicą poliszynela jest także kupowanie stron na Facebooku przez wydawców. Cel jest oczywisty – z dużego i zaangażowanego fanpejdża można pozyskiwać sporo ruchu na swoją stronę. Przynajmniej w „złotych czasach”, kiedy media społecznościowe były jeszcze istotniejszym źródłem ruchu dla wydawców. Paradoksalnie jednak to wszystko jest powiązane, bo gdy ruch z Facebooka zaczął spadać, wydawcy szukali większej ilości stron, z których mogliby pompować sobie ruch. Zamiast budować kolejne społeczności od zera, co wymaga czasu i pieniędzy, rozsądniejsze wydawało się kupienie czegoś gotowego.

Czas na kupowanie fanpage'y teraz jest raczej kiepski. Wszystko, co było fajnego do „wybrania”, co urosło w czasach boomu zasięgowego na Fejsie, jest już tak naprawdę przebrane. Bardzo ciężko jest trafić na coś sporego, co da sensowne zasięgi – opowiada portalowi Wirtualnemedia.pl Marta Walendzik, przez lata związana z branżą mediów, dziś pracująca we własnej agencji T2 Creative Hub.

O zasięgowe, więc atrakcyjne fanpedjdże, wydawcy potrafili między sobą naprawdę ostro rywalizować – wspomina Marta Walendzik, przywołując swoje własne doświadczenie.

– Kiedyś zdarzyło mi się, że inne medium przebiło moją kwotę za fanpejdż i to drastycznie. Mimo że wszystko już było dogadane, byliśmy na etapie finalizowania i nagle przyszedł ktoś, kto dał drugie tyle i wszystko się wywaliło. Dzisiaj wiem, które to jest medium. A to był już czas, kiedy na Facebooku było raczej trudniej niż łatwiej znaleźć „perełkę” do nabycia – wspomina ekspertka.

Zobacz: Polacy za pan brat z mediami społecznościowymi. Facebook nieustannie na szczycie 

Marta Walendzik zwraca jednak uwagę, że każda taka „akcja” z dobudowywaniem sobie zasięgów przez skupowanie gotowych stron na Facebooku obarczona jest ryzykiem.

– My nigdy nie będziemy właścicielami tego fanpejdża w dosłownym sensie, bo one są własnością Facebooka. Tutaj się pojawiają wątpliwości, czy jak wydam 20, 30, 60 tysięcy (bo w takich kwotach się poruszałam), to na przykład FB przyjmie mi zmianę nazwy tego fanpejdża, czy go nie zdejmie lub nie zetnie zasięgu. Lub jak kupisz dwa mniejsze, to czy platforma pozwoli ci je połączyć. To są czynniki ryzyka, które i tak występują niezależnie od budżetu – twierdzi właścicielka agencji T2 Creative Hub.

Są ryzyka

Jest także ryzyko prawno-formalne, bo co jeśli ktoś po zapłacie odmówi przekazania funkcji administratora? Zanim kupi się fanpage, często testuje się też, jak dana strona konwertuje na ruch na stronie wydawcy. Bo co z tego, jeśli fanpage ma milion fanów, ale są sztuczni lub niezaangażowani? Albo co jeśli demografia grupy to np. osoby 50+, a dany wydawca tworzy treści dla zupełnie innej grupy odbiorców?

Czasami zdarza się, że nie dochodzi do transakcji polegającej na kupnie strony na Facebooku, ale zamiast tego kupuje się same linki. Czyli właściciel fanpage'a zostaje bez zmian, ale oferuje danemu wydawcy pakiet linków do wrzucenia w ciągu dnia/tygodnia/miesiąca. 

Zobacz: Facebook wchodzi do Europy ze swoją sztuczną inteligencją. Co potrafi Meta AI?

Popularnym wydawcą w Polsce, który ma bardzo dużo ruchu z Facebooka i często to podkreśla, jest Iberion. W swoim portfolio, poza profilami oficjalnych brandów, ma także sporo takich, których nazwy nie nawiązują do żadnego portalu. Na każdym z nich widnieje informacja, że jest zarządzany przez spółkę Iberion, a na wszystkich naprzemiennie lądują treści z różnych portali tego wydawcy. 

– Kiedyś było jakoś fajniej: 1,1 mln lajków
– LOL mania: 1,2 mln lajków
– Żyliśmy w PRL: 939 tys. lajków
– Z sieci: 765 tys. lajków
– Najnowsze: 1,2 mln lajków
– Kraj i świat: 924 tys. lajków
– Najlepsze treści: 436 tys. lajków

„To nic wstydliwego”

Marta Walendzik, pytana o etyczny aspekt sprawy, jednoznacznie odpowiada: – Ja tego w ogóle nie traktuję jako jakąś rzecz wstydliwą. To jest dla mnie po prostu pozyskiwanie kolejnego źródła ruchu, jak każde inne. W mediach każdy chce mieć jak najwięcej czytelników, jak najwięcej oglądających, dlatego to robimy. Nie widzę w tym nic wstydliwego.

Etyka to jedno, ale co na to polityka Facebooka? Czy platforma nic z tym procederem nie robi, bo nie ma właściwych narzędzi, czy jej się to nie opłaca?

Obecna sytuacja jest po cichu dla Mety korzystna, bo ciągle utrzymuje zaangażowanie ludzi i trzyma ich na platformie. Po co z tym niby walczyć? – pyta retorycznie Monika Czaplicka.

– Sprzedaż polega na tym, że jest jakiś administrator, który dopisuje drugiego administratora, stary się usuwa. Technicznie rzecz ujmując, nie jest to niezgodne z regulaminem, a Facebook nie ma sposobów, by widzieć, że fanpage został sprzedany, a nie zostaje przekazywany z jakiegokolwiek innego powodu. To, co Facebook mógłby monitorować, to te miejsca, na których się fanpage sprzedaje i na tej podstawie próbować zlokalizować, jaka strona jest na sprzedaż. To jednak także bardzo żmudne i pracochłonne, więc się nie opłaca – kwituje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl właścicielka agencji social mediowej Wobuzz. 

Dołącz do dyskusji: Aaaa fanpejdż tanio kupię. Tak handluje się stronami na Facebooku

5 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
j7nk
kto jeszcze korzysta z fb XD portal dla emerytów.
5 4
odpowiedź
User
mike
Nie znam już nikogo kto by aktywnie FB używał.
6 5
odpowiedź
User
Kaspian
Jeśli nie używacie fb - to co w zamian? ig, tiktok?
4 1
odpowiedź