Google z licencjami dla wybranych wydawców. Na start 20 tytułów

Google jest zdecydowanie największym wyzwaniem dla wydawców i mediów na świecie – zaraz obok sztucznej inteligencji. Ta wtargnęła do wyników wyszukiwania Google i sprawiła, że przeciętny użytkownik internetu coraz rzadziej opuszcza domenę wyszukiwarki i szuka informacji na innych stronach – na przykład mediów, producentów czy blogerów. O tym jakie to ma skutki pisaliśmy już wielokrotnie w naszym serwisie oraz rozmawialiśmy na konferencji „Brand new(s)”:

Ruch na stronach wydawców "miażdżony" przez Google i AI - media muszą się zmienić, aby przetrwać tsunami zmian

Czy algorytmy zabiły dziennikarstwo? Redaktorzy naczelni o "robieniu" mediów w 2025 roku

Jednak Google wie, że bez treści tworzonych przez serwisy informacyjne jego narzędzia AI nie będą się rozwijać. To jest potwór, którego Google musi karmić nie tylko energią elektryczną, ale również olbrzymią ilością danych. Tych oddawać za darmo nie chcą wydawcy, którzy coraz częściej blokują możliwość ich pobierania ze swoich stron. Co prawda Google’a blokują najmniej w obawie o spadki w wynikach wyszukiwania, ale przy obecnej dynamice zmian i utracie ruchu z wyszukiwarek może zaraz nie być o co się bać.

Dla Google i innych bigtechów powoli kończy się era darmowego korzystania z treści. Zapewne też chcą uniknąć sytuacji, w której ich agenci i usługi AI zamienią się w mitycznego węża Uroborosa, który pożera własny ogon (czyt. AI uczy się na treściach, które sama stworzyła). 

Dlatego też zaczyna się tworzyć siatka wzajemnych powiązań, umów i gratyfikacji. Bigtechy są skłonne płacić za „pożywienie” dla swoich AI potworów. Pytanie tylko jak ta siatka wzajemnych powiązań i umów finalnie się ukształtuje i mówiąc wprost, kto będzie na czyim garnuszku. 

Google ze swoim projektem licencji dla wydawców wspomnianą siatkę powiązań mocno rozbuduje. Czy odzyska w ten sposób część sympatii wydawców? 

Pieniądze dla wybranych

Google nie zdradza szczegółów projektu licencyjnego, ale sam fakt, że w jego pilotażu weźmie udział około 20 wydawców daje jasny sygnał, że nie będzie on dla każdego. Przynajmniej na początku bigtech dosłownie wybierze sobie te media, z którymi będzie chciał współpracować. Pytanie co z pozostałymi, zwłaszcza małymi oraz lokalnymi? Dla części z nich rozwiązaniem będzie przejście na tworzenie treści wideo i zarabianie z AdSense na YouTubie.

Warto przypomnieć, że Google w styczniu br. podpisał umowę partnerską dot. wykorzystania treści AI z agencją Associated Press - do bazy jej tekstów dostęp zyskała Gemini. Gigant jest w tych działaniach jednak opóźniony. Startupy zajmujące się sztuczną inteligencją, takie jak OpenAI i Perplexity, już zaczęły wynagradzać wydawców za umieszczanie ich treści w chatbotach. Ten krok pomógł wydawcom zwiększyć przychody.

Ciekawe rozwiązanie ostatnio zaoferowała firma Cloudflare wprowadzając model „pay per crawl”. Dzięki niemu wydawcy będą mogli naliczać firmy rozwijające swoje AI za każdym razem gdy te będą korzystać z ich treści. Właściciel Cloudflare, Matthew Price niezbyt przychylnie wypowiada się przy okazji o samym Google’u: 

– Google nadal uważa się za wyjątkowego, a co za tym idzie nie musi przestrzegać tych samych zasad, co reszta branży. W końcu Google dostosuje się do tego, co od dawna powtarzają duże firmy zajmujące się sztuczną inteligencją, czyli że dostawcy treści muszą otrzymywać wynagrodzenie za swoje treści – komentuje Matthew Price.

Przeczytaj też: Offerwall dla wydawców, czyli reklamy z nagrodą od Google'a

Czy Twoim zdaniem firmy takie jak Google, Meta czy OpenAI powinny płacić wydawcom za korzystanie z ich treści?