SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Zamiast do mediów idą montować reflektory. "Pisanie ich po prostu boli"

– Szkoda mi tych młodych ludzi, bo są mega zdolni. A idą do McDonald's albo do Valeo montować reflektory. Pisanie ich po prostu boli. Zarobią tam podobnie, a nie będą musieli myśleć – mówi Alicja Molenda, wydawca jednej z gazet lokalnych. Rozmawiamy z redaktorami naczelnymi lokalnych tytułów o tym, dlaczego w ich mediach trudno o młodych dziennikarzy. Małopolska, Dolny Śląsk czy Kujawy – wszędzie problem jest ten sam. 

Jerzy Jurecki, wydawca “Tygodnika Podhalańskiego”, to nestor prasy lokalnej w Polsce. Dziś ma 66 lat, zaczynał na trzecim roku studiów od prasy podziemnej Niezależnego Zrzeszenia Studentów jeszcze w latach 80. Potem pisał w “Biuletynie Podhalańskim”, który przekształcił się w “Tygodnik Podhalański”. I w tym tytule pracuje do dziś. Ale o jego następcę będzie już trudniej. 

“Robimy cuda, by zatrzymać młodych ludzi w prasie”

– To nie jest tak, że w ogóle nie ma u nas młodych. Teraz akurat mamy to szczęście, że jest wielu chętnych na letnie praktyki. Mamy studentkę z Gruzji, ale generalnie na co dzień młodych ludzi nie zatrudniamy. Cały czas ich szukamy, robimy różne cuda, by ich zatrzymać po szkole średniej. W liceum robiłem z dziećmi gazetkę. Miałem plan wyłowić potem takich, u których widziałem potencjał. Ale niestety się nie udało – tłumaczy Jerzy Jurecki w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. 

Czytaj także: Zamienił Warszawę na Radomsko. Andrzej Andrysiak o tym, ile można zarobić w prasie lokalnej

Jak mówi, młodzi “nie widzą perspektyw” w dziennikarstwie lokalnym. Mając w pamięci rozmowę z Andrzejem Andrysiakiem (mówił o średnich zarobkach dziennikarzy lokalnych rzędu 5-6 tysięcy brutto), zapytałem Jureckiego, czy chodzi o perspektywy finansowe. I jak się okazuje, niekoniecznie, bo jak mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, jego dziennikarze z długim stażem zarabiają 8-9 tysięcy brutto, co daje 6-7 tysięcy netto. Wszystko w zależności od tego, ile wypracują. Wszyscy pracują na umowę o pracę.

 – Mam w redakcji 12 osób, w tym 5 piszących, między 40. a 50. rokiem życia. Niestety w ostatnich latach musieliśmy zlikwidować liczbę etatów. Takie czasy – ubolewa Jurecki. Przyznaje, że gdyby znalazł młodą osobę do pracy, nie zapłaciłby takiej stawki na dzień dobry, jaką płaci dziennikarzom z dużym stażem. 

– Młodzi nie mają też wiary, że potrafią pisać, boją się, że to dla nich za trudne. Poza tym, dziennikarzem trzeba się urodzić. Trzeba mieć tę smykałkę, że wszystko cię interesuje, wiele rzeczy cię oburza i idziesz od razu za ciosem – tłumaczy Jurecki, który twierdzi, że młodzi często pozostają obojętni wobec otaczającej ich rzeczywistości w sensie życia lokalnego, które opisuje miejscowa prasa. 

W “Tygodniku Podhalańskim” każdy dziennikarz robi filmy, wstawia posty, pisze nie tylko do papieru, ale nie robi tych rzeczy ani jeden człowiek, którego dziś określilibyśmy mianem młodego. – Młodzi szukają szczęścia w IT, innych branżach, gdzie dobrze się zarabia – nie ukrywa wydawca “TP”. 

Może cię zainteresować: Nowy podcast TOK FM o Polsce lokalnej

W rozmowie z nami Andrzej Andrysiak też powiedział, że często w mniejszych miastach brak młodych ludzi do pracy. Tak jest na przykład u niego w Radomsku, gdzie sytuację można nawet nazwać katastrofą demograficzną. Ten trend jeszcze się pogłębia, gdyż liczba rocznych urodzeń w mieście spadła do poniżej 200 (kiedyś było to 600-700). 

Młodzi nie garną się do zawodu dziennikarza

Obserwacje Andrysiaka potwierdzają inni dziennikarze lokalni, z którymi rozmawiamy. Daniel Długosz, redaktor naczelny “Nowej Gazety Trzebnickiej”, z mediami związany od 30 lat, przyznaje, że “u nich jest tak samo ciężko”. 

– Młode osoby nie garną się do zawodu dziennikarza. Odchodzą od dziennikarstwa pisanego na rzecz social mediów. Sami sobie nagrywają live, prowadzą Instagram czy TikToka. W moim odczuciu mediów tradycyjnych nie czytają i nie oglądają – analizuje. Daniel Długosz zatrudnia głównie dziennikarzy po 50-tce, którzy są w zawodzie od wielu lat. 

Po części to też kwestia zarobków. Młodemu dziennikarzowi, gdy już się sprawdzi, można zaoferować najniższą krajową, w ramach umowy o pracę plus ewentualne honorarium. Daniel Długosz zwraca też uwagę na fakt, że Trzebnica leży blisko Wrocławia, jest z nim doskonale skomunikowana. Jest dla niego sypialnią i młodzi ludzie uciekają do stolicy Dolnego Śląska.

“Osoba po 40-tce nie zrobi TikToka”

Podobny problem z młodymi ma Alicja Molenda, wydawca tygodnika “Przełom” z Trzebini, leżącej między Krakowem a Katowicami. – Pracują u mnie dziennikarze po 40-tce i dwie osoby po 50-tce. Chwalę to sobie, bo mam komfort pracy, nikogo nie trzeba sprawdzać. Gdy mam dzień do zamknięcia gazety, a jeden temat się “wysypie”, to doświadczony pracownik wie, że musi zrobić temat zastępczy, by wypełnić puste miejsce w gazecie. Młody powiedziałby, że nie zrobi i koniec – mówi o swoich doświadczeniach. 

Może cię zainteresować: Jawny Lublin walczy o prawdę w życiu publicznym. Tak pracuje się w lokalnych mediach

Jednocześnie przyznaje, że w gazecie brakuje świeżej krwi. – Młodzi przydaliby się, by dotrzeć do nowych grup docelowych. Nie chcę generalizować, ale mam niemal pewność, że osoba po 40-tce nie zrobi lokalnego materiału w sposób, który pozwoli dotrzeć do młodych ludzi, nie nakręci TikToka, nie zrobi relacji na Instagramie. Obecnie jestem na etapie szukania kogoś takiego, ale idzie ciężko – przyznaje. 

Alicja Molenda opowiada, że młodzi błyskawicznie uczą się rzeczy technicznych, gdy starzy boją się, że coś zepsują. – Gorzej jest, gdy w mieście trzeba zrobić zdjęcie jakiegoś detalu, już nie mówię o poprawnym napisaniu tekstu. Ani nie są do tego chętni, ani nie potrafią. Pisanie ich po prostu boli. Fajnie się z nimi gada o różnicach międzypokoleniowych, ale nie napiszą dłuższej formy, bo ich to przerasta – opowiada. 

“Warszawa to absolutny hit”

Czy problemem dla młodych są w Trzebini zarobki? – Oni już w szkołach średnich pracują, mają ciśnienie na kasę. Widzą, że mam pewne wymagania i łatwo się zrażają. Jeśli za montaż filmu mogą u mnie zarobić 100 zł, bo wolą iść do pracy w McDonald's albo montować reflektory w fabryce Valeo, żeby sobie kupić nowego smartfona – mówi o własnych doświadczeniach.

 Pytamy więc, ile właściwie osoba, którą trzeba przyuczyć do zawodu, mogłaby u niej zarobić. Odpowiada, że mogłaby zaoferować pracę na wakacje. Wtedy młody człowiek mógłby liczyć na najniższą krajową na poziomie powyżej 3 tysięcy na rękę. Dlaczego nie więcej? 

– Proszę pamiętać, że mówimy o osobie, której trzeba poświęcić dużo czasu. Uczyć ją, sprawdzać, oceniać. Starsi sami czują odpowiedzialność za gazetę – zaznacza Alicja Molenda. A czy z Trzebini również młodzi uciekają do pracy do dużych miast? – Oczywiście. Warszawa to absolutny hit, pracują tam dwie moje córki, ale młodzież wyjeżdża też do Krakowa, Wrocławia czy Łodzi.

“Zatrudniłem młodych i przeżyłem srogi zawód”

O “zapale” młodych do pracy rozmawiamy też z Dominikiem Księskim, wydawcą i redaktorem naczelnym tygodnika “Pałuki” (woj. kujawsko-pomorskie).

 – W ciągu ostatnich lat szukałem młodych do pracy i przeżyłem srogi zawód, porównując to do zapału do pracy i rozumienia rzeczywistości, gdy pracy szukali ludzie po maturze w liceum ekonomicznym w latach 90. Tu nie chodzi tylko o rozumienie życia lokalnego, czy niskie kompetencje społeczne, ale także budowanie zdań w tekście, bo z tym jest duży problem – opowiada Dominik Księski. 

Może cię zainteresować: Powstanie fundusz wspierający lokalne media? Wiceminister kultury zapowiada rozmowy z KE

– Ich chęci do rozwoju także nie widać w porównaniu do młodych z poprzednich pokoleń. Widać drastyczną różnicę w zaangażowaniu. Nie ma w nich czegoś takiego, że jak zdobył pracę, to chce wczepić się pazurami i nie puścić. Zadowala się tym, co ma. Oczywiście nie chcę generalizować i mówić tak o całym pokoleniu. Może po prostu nie miałem szczęścia - zaznacza wydawca tygodnika “Pałuki”. 

Dopytuję, czy nie chodzi czasem o warunki finansowe, skoro w prostych pracach nie wymagających tyle myślenia mogą zarobić podobnie. – Zatrudniłem osobę do łamania gazety. Była to praca dorywcza, ale proporcjonalnie za dwa razy większą kwotę niż najniższa krajowa. Była to bardzo dobra oferta, jak na lokalne warunki. Ale gdy tylko pojawiły się pierwsze trudności w pracy, nie było chęci do ich pokonywania. Na przykład, gdy nie odebrałem telefonu albo przy prostych czynnościach wymagających zapytania w Google, jak coś zrobić w internecie - opowiada Dominik Księski. 

Pociąga ich telewizja i TikTok, bo chcą być celebrytami

Artur Wilgucki, redaktor naczelny “Życia Podkarpackiego”, zatrudnia dziennikarzy między 45. a 60 rokiem życia. Pracują w redakcji od 20-30 lat. Tak jak jego koledzy opowiada, że młodzi ludzie z Przemyśla nie myślą o tym, by zaczynać karierę w prasie lokalnej. – Wyjeżdżają na studia do Rzeszowa, a najczęściej do Krakowa, Warszawy czy Wrocławia – wylicza. 

– Ich zainteresowanie tradycyjnym, pisanym dziennikarstwem jest bardzo nikłe. Od lat szukam kogoś, kto pomógłby trafić gazecie do młodszej grupy docelowej. Chodzi o nowocześniejsze formy osadzone w social mediach, na TikToku czy Instagramie – opowiada. Redakcja oferuje etat plus honorarium autorskie, jednak zainteresowania taką ofertą od lat brak. 

 – Nie chcę mówić o wszystkich młodych ludziach, ale obserwuję upadek etosu zawodu dziennikarza. Może telewizja czy kanały internetowe to coś, co młodych ludzi pociąga, ze względu na styk bycia redaktorem, celebrytą i potencjalnie dużych pieniędzy. W prasie lokalnej nie widzą perspektyw – zwraca uwagę.

Redaktor naczelny “Życia Podkarpackiego” dodaje jednak, że od września, jak w poprzednich latach, 3-4 osoby pojawią się na praktykach. Spodziewa się, że będą to raczej obsługujący stronę internetową gazety niż wydanie papierowe. – Jest bardzo duży problem z podejściem do słowa pisanego. Bronią się przed tym, jak mogą. Wynika to z przebodźcowania, obrazkowości, szybkości i powierzchowności mediów, które scrollują w swoich smartfonach. Do tego są przyzwyczajeni. 

Wilgucki dzieli się z nami jeszcze jednym spostrzeżeniem. – Jest w prasie lokalnej duży problem dziury pokoleniowej. Nie ma następców, jeśli chodzi o czytelnictwo. Bazujemy na czytelnikach, którzy trwają przy gazecie od dziesięcioleci, w wieku 45-50 plus – podsumowuje.

Dołącz do dyskusji: Zamiast do mediów idą montować reflektory. "Pisanie ich po prostu boli"

22 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
1245
„Robimy cuda (…)”. A wystarczy godziwie zapłacić !!!
13 4
odpowiedź
User
Media Insider
Skoro idą montować reflektory to świadczy to tylko o życiowej zaradności tych młodych ludzi w erze, gdy firmy nie ukrywają że większość treści robi już AI a za chwilę będzie robić niemalże 100 proc. Pani z leadu będzie gasić światło nie przestając się dziwić.
14 2
odpowiedź
User
Piotr
Szukacie ludzi z misją, a płacicie jak w macu... Do tego niski poziom dziennikarstwa na świecie. Zero zdziwienia opisaną sytuacją.
18 2
odpowiedź